kontaktmakulaturaarchiwaliafilmy

artluk nr 1-2/2022

Hanna Kostołowska
KONFLIKTY WEWNĘTRZNE I ZBROJNE

Konsekwencja rozkazu inwazji wydanego przez Władimira Putina 24 lutego 2022 roku jest nie tylko tragedią dla Ukraińców, ale i dla całej Europy. Utrwala nienawiść Ukraińców do Rosjan, i vice versa, jak się zdaje, na dziesiątki lat. Każdy z nas z niepokojem obserwuje poszczególne etapy wojny i zastanawia się nad zasadnością zaistniałych wydarzeń. W książce „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości” D. Graeber’a i D. Wengrow’a można odnaleźć wymowny fragment: „Jako społeczeństwo nauczyliśmy się stawiać długofalowe interesy ponad naszymi krótkofalowymi instynktami”.
Czy zatem okrucieństwa, które rozgrywają się za naszą granicą, to rzeczywiście cywilizacyjna konsekwencja roszczeń okupanta, czy może pierwotna potrzeba dominacji? A może jedno i drugie, w najróżniejszych konfiguracjach? Prawdę niekiedy trudno przefiltrować przez zalew medialnymi informacjami, analizami i teoriami spiskowymi. Jedno jest pewne: Facta loquuntur – fakty mówią same za siebie. W odpowiedzi na piekło dziejące się za naszymi granicami targają nami kolejne konflikty, także te wewnętrzne. Jak zatem wygląda zaangażowanie świata sztuki w aktualne problemy? Filozoficzny namysł nad kondycją człowieka i jego niepewną przyszłością wobec konfliktów zbrojnych, zagrożeń klimatycznych, chorób i niepokojącego rozwoju technologii – to niektóre, drażliwe tematy podejmowane przez obecnych twórców. Na tegorocznym Biennale w Wenecji nie można było zobaczyć wystawy w Pawilonie Rosyjskim, a prace nad Pawilonem Ukraińskim toczyły się pod dużą presją. Choć wymowa rzymskiej wystawy „Hot Spot” wyraźnie nawiązuje do katastrofy klimatycznej, skojarzenia z niebezpieczeństwem związanym z działaniami militarnymi są nieuniknione. Nie wszyscy jednak manifestują zaangażowanie. Na szwajcarskim Art Basel, jak wynika z artykułu Darii Kołackiej, trudno dostrzec gesty solidarności z Ukrainą, gdyż „chciano uniknąć handlowania cudzym nieszczęściem…”.

W najnowszym numerze omawiamy ważne tegoroczne wydarzenia: 59. Biennale w Wenecji, documenta 15 w Kassel, Paris+ by Art Basel. Magdalena Furmanik-Kowalska rozprawia o boomie na południowokoreańskich artystów. Relacjonujemy także wystawy w Polsce i za granicą, a wśród nich m.in. wystawa Tatiany Trouvé w Centre Pompidou, dwie wystawy Jerzego Krawczyka w Warszawie i w Łodzi, projekt „Osobliwości botaniczne” Agnieszki Rogóz oraz realizacja „I AM” Roberta Kuśmirowskiego w Muzeum Adama Mickiewicza w Śmiełowie. Prezentujemy również wywiady: z Angeliką Fojtuch oraz Jarosławem Kozłowskim.
W obecnych, „ciekawych” czasach warto też przystanąć, tak jak to robi Andrzej Maciej Łubowski, którego najnowsze prace omawia dla nas Ryszard Przybylski. Wyłuskujmy z otaczającego nas nadmiaru obrazów te, które zasługują na ocalenie.
Na okładce:
Angelika Fojtuch, „Azyl”, performans, 2018. Fot. archiwum artystki

Anita Kwestorowska
HOT SPOT – NADZIEJA ZAMIAST ZUPY

Na początku są olbrzymie goryle. Gigantyczne drapieżniki wyrzeźbione przez Davide Rivaltę („Gorilla n.9” 2022) spokojnie przyglądają się wchodzącym na wystawę gościom. Wzbudzają mieszane uczucia: strach, podziw, zagrożenie… Później jest już cały kalejdoskop różnorodnych technik artystycznych, materiałów, kolorów, inspiracji poetyckich, które opowiadają o sztuce zdolnej do uzdrowienia świata zmagającego się z drastycznymi zmianami klimatu.

„Wybrani przez nas artyści stawiają na magię i wyobraźnię. Nasza wystawa to przesłanie nadziei i pozytywnej energii pod czujnym wzrokiem goryli, które nie powinny być odbierane jako groźne, ale opiekuńcze i życzliwe” – wyjaśnia Cristiana Collu, dyrektorka Narodowej Galerii Sztuki Współczesnej (GNAM) w Rzymie, gdzie do 26 lutego 2023 roku trwa wystawa „Hot Spot. Caring for a burning world”. Tytuł ekspozycji pochodzi od instalacji Mony Hatoum z 2009 roku zatytułowanej „Hot Spot III”. Praca brytyjsko-palestyńskiej artystki to olbrzymi, żelazny globus oświetlony czerwonym, neonowym światłem, który ma obrazować świat w płomieniach, targany konfliktami społecznymi i wyniszczony kryzysem ekologicznym.

Chociaż nazwa „Hot Spot” nawiązuje do określenia oznaczającego miejsca niebezpiecznie, w których mogą np. występować działania militarne, to rzymska wystawa nie jest przepowiednią nieuniknionej katastrofy, ale zapowiedzią wciąż jeszcze możliwych zmian oraz zachętą do natychmiastowych działań w celu ratowania ginącej planety.

W projekcie, określanym przez organizatorów „aktywizmem estetycznym”, wzięło udział 26 międzynarodowych artystów różnych pokoleń: „Wybrałem twórców, którzy postrzegają problemy współczesnego świata ze szczególną wrażliwością estetyczną. Używając silnej symboliki, pomagają nam wyobrazić sobie zupełnie inną przyszłość. Wyszukałem artystów, którzy wykorzystują zwykłe elementy otaczającego nas świata do kreowania ciekawych narracji opartych na magii i poezji” – wyjaśnia kurator ekspozycji Gerardo Mosquera.

„Hot Spot. Caring for a burning world”, Galleria Nazionale d’Arte Moderna e Contemporanea GNAM, Rzym 24 października 2022 – 26 lutego 2023

Fot.

1. Raquel Paiewonsky, „Habitacular”, 2016

2. Cristina Lucas, „To the Wild”, 2012

Fot. materiały prasowe GNAM w Rzymie

Daria Kołacka
MAKE ART, NOT WAR
Język sztuki wobec wojny

Gdy pod koniec listopada 2020 roku odbywało się w Szwajcarii kontrowersyjne głosowanie przeciwko finansowaniu producentów broni, myśleliśmy naiwnie o transporcie broni do takich miejsc, jak np. Jemen. Choć zajęcie Krymu przez Rosję było już wówczas faktem, Europa zamykała oczy na zagrożenie regularną wojną tu i teraz.

W tym samym czasie bazylejskie Museum Tinguely prezentowało pacyfistyczną wystawę urodzonego w 1972 roku meksykańskiego artysty Pedro Reyesa. Od wielu lat zajmuje się on stygmatyzacją producentów broni, podkreślając, że jedyną gwarancją pokoju na świecie jest zaprzestanie produkcji broni, a nie szalona równowaga strachu MAD (Mutually-Assured Destruction), opierająca się na wzajemnym zagrożeniu użyciem broni atomowej. Jak bardzo złudny jest ten pozór światowego bezpieczeństwa doświadczamy teraz, czytając o kolejnych posunięciach prezydenta Rosji, Władimira Putina.

Prace Reyesa mają charakter polityczno-społeczny, nie tracąc nic z poetyckości. Sam autor mówi o procesie alchemicznym, gdy w projekcie „Palas por Pistolas” („Łopaty za pistolety”) (2007) przetapia zebraną wśród meksykańskiej ludności broń na szufle, za pomocą których sadzi drzewa, a w ramach wymiany rozdaje bony na zakup artykułów gospodarstwa domowego. Alchemia dokonuje się tutaj w interpretacji Reyesa na dwóch poziomach: w wymiarze materialnym chodzi o przetopienie metalu, zaś w wymiarze metafizycznym dokonuje się przemiana w mentalności darczyńców. Broń jako narzędzie zbrodni zostaje w rozbrajająco prostym geście zamieniona w narzędzie przyczyniające się do powstania nowego życia, symbolizowanego przez drzewo.

Podobna idea przyświeca kontynuowanemu od 2012 roku projektowi „Disarm” („Rozbrojenie”). Tym razem z elementów broni odebranej w meksykańskiej wojnie narkotykowej Reyes wykonuje instrumenty muzyczne. W Museum Tinguely oglądać można było stworzone specjalnie na tę wystawę samogrające instrumenty („Disarm Mechanized”), nawiązujące do mechanicznych prac Tinguely’ego oraz pozytywki, formą i wielkością przypominające maszyny do pisania. W pierwszym momencie nieprzygotowany widz nie dostrzega w nakierowanych na niego lśniących obiektach luf strzelb. Moment odkrycia, czemu tak naprawdę się przygląda (a zarazem, co przypatruje się jemu) jest wstrząsający. I tym razem proste odwrócenie funkcji zmienia sens przedmiotu: Make music, not war.

Po wybuchu wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku kwestia pacyfizmu stała się palącym tematem. O ile dla większości Polaków zajęcie stanowiska nie było problemem, o tyle Zachód Europy – myślę tu konkretnie o Szwajcarii, Niemczech i Francji – nie jest tak jednoznaczny. Pacyfizm służy często za pretekst, by nie opowiedzieć się ani po stronie ukraińskiej, ani rosyjskiej.

Jednymi z pierwszych szwajcarskich instytucji, które zdecydowanie wsparły Ukrainę, były akademie plastyczne, oferujące stypendia i kwatery dla studentów sztuki. Bardzo szybko za Ukrainą opowiedziały się też tutejsze muzea, oferując m.in. darmowe bilety i oprowadzania.

Tym większe było moje rozczarowanie, gdy nie mogłam dopatrzyć się znaków solidarności z Ukrainą podczas odbywających się, jak co roku w czerwcu, międzynarodowych targów sztuki Art Basel.

Fot.

1. Pedro Reyes, „Disarm Mechanized“, 2020, w tle łopata z cyklu „Palas por Pistolas“, 2007, widok wystawy „Return to Sender“, Bazylea, Museum Tinguely 2020 © Daria Kołacka

2. Pussy Riot, Bazylea, Kaserne, 14.06.2022. Fot. Daria Kołacka

Joanna Sitkowska
PARIS +, CZYLI ART BASEL NAD SEKWANĄ

Paris+ by Art Basel – ta nowa na ryku sztuki nazwa odnosi sie do targów, które zastąpiły organizowany co roku jesienią w Paryżu FIAC. Po ponad 40 latach paryskie targi przeszły w ręce właściciela słynnych szwajcarskich Art Basel. Bardziej selektywne i lepiej zorganizowane Paris+ przyciagnęły najważniejsze na międzynarodowym rynku galerie prezentujące czołówkę najbardziej cenionych aktualnie artystów.

Renoma nowego właściciela zachęciła 750 galerii z różnych stron świata do złożenia kandydatur, spośród których organizatorzy wybrali jedynie 156 uczestników (z 30 krajów). Przestrzeń Grand Palais Ephémère, czyli tymczasowego budynku skonstruowanego u stóp wieży Eiffela, nie pozwalała na zainstalowanie większej liczby stoisk, często zresztą o mniejszej powierzchni w porównaniu do tych w Grand Palais ¬ poprzedniej siedzibie targów, która przechodzi generalny, zaplanowany na kilka lat remont. Zwiedzanie placu budowy było zresztą jedną z wielu propozycji oferowanych kolekcjonerom w ramach różnych imprez i wizyt towarzyszacych targom.

Przekształcenie FIAC-u w paryską filię Art Basel zaowocowało nie tylko zwiększoną liczbą chętnych do wzięcia udziału w tej prestiżowej imprezie. Pierwsze rekordy cenowe padły jeszcze przed oficjalnym otwarciem. W dniu zarezerwowanym wyłącznie dla klientów VIP Galeria Zwirner, mająca swe siedziby w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu i Hong Kongu, ogłosiła sprzedaż na sumę 11 milionów dolarów. Paryskie galerie Almin Rech i Ceysson-Benetiere, o znacznie mniejszym potencjale komercyjnym, sprzedały również tego dnia wszystkie wystawione prace. Natychmiastowe nagłaśnianie takich sukcesów stanowiło część strategii organizatorów. Cały szereg tego typu informacji był dostępny nie tylko dla wtajemniczonych. Wiadomości o niektórych tranzakcjach, łącznie z publikacją reprodukcji dzieł i nazwisk znanych kolekcjenerów, którzy dokonali ich zakupu, można bylo znaleźć w darmowych, wydawanych w rekordowym tempie broszurach.

Paris+ by Art Basel, Palais Ephémère, Paryż, 20-23 październik 2022.

Fot.

1. Galeria Sadie Cole, Courtesy of Paris+ by Art Basel, 2022

2. Alicja Kwade, „Au cours des mondes“, 2022, Courtesy of Paris+ by Art Basel

Magdalena Furmanik-Kowalska
KOREAŃSKA FALA

Od lat 90. XX wieku uwaga światowej krytyki artystycznej, a także rynku, skierowana była na współczesną sztukę japońską. Kluczową rolę odegrała w tym działalność Takashiego Murakami (ur. 1962), która stała się znaczącą częścią soft power polityki kulturalnej Japonii, obok produktów popkultury, takich jak: manga, anime, gry komputerowe i związana z nimi elektronika. Po 2000 roku zainteresowanie przesunęło się w stronę sztuki chińskiej. Coraz częściej organizowano wystawy zbiorowe i indywidualne Chińczyków, w tym w nowojorskiej MoMie czy Guggenheim Museum. W 2013 roku pojawiły się pierwsze targi Art Basel Hong Kong, gdzie większość wystawców stanowiły azjatyckie galerie. Wówczas zaczęto dostrzegać również współczesną sztukę koreańską. Zainteresowanie tą kulturą wiązało się z podbijaniem niemalże na skalę światową serc nastolatków, ale i również dorosłych, przez K-pop (odmianę muzyki rozrywkowej) i telenowele koreańskie. Ta koreańska fala przyczyniła się do popularyzacji nie tylko lekkiej rozrywki, ale także dziedzictwa kulturowego Korei. W ostatnich latach dostrzec można znaczący wzrost obecności prac artystów południowokoreańskich w muzeach, galeriach, na biennalach i targach. Warto zatem przyjrzeć się im bliżej, a w szczególności tym wyróżniającym się na tle światowej sztuki.

Jedną z najbardziej obleganych instalacji podczas Art Basel Hong Kong w 2015 roku było dzieło z 2008 roku autorstwa Kim Myeong-Beom (ur. 1976) ukazujące jelenia (taki też jest tytuł – „Jeleń”) z olbrzymim, przypominającym koronę drzewa porożem. Wszystkie jej elementy były wykonane z naturalnych surowców. Czarne świdrujące oczy zwierzęcia twórca wyrzeźbił z kamienia tak, aby wyglądały jak żywe. Artysta umiejętnie połączył rogi z konarami drzewa, które nawet z bliska sprawiają wrażenie integralnej części poroża. Dzięki tym dwóm zabiegom zastosowanymi przez autora smutne wypchane zwierzę przeistoczyło się w majestatyczne bóstwo, duchowego przewodnika, symbol długowieczności. Miłośnikom anime praca ta na pewno skojarzy się z wizerunkiem Shishi Gami – ducha lasu z „Księżniczki Mononoke”, w którym to dziele Hayao Miyazaki zawarł wiele proekologicznych przesłań. Podobnie instalacja Kim Myeong-Beoma wydaje się apelować o poszanowanie przyrody poprzez ukazanie jest niezwykłości i piękna. Wszystkie prace tego twórcy oparte są na kontrastujących zestawieniach przeciwieństw, takich jak: żywe i martwe, naturalne i sztuczne, lekkie i ciężkie. Jego pełne ironii i zazwyczaj absurdalne, a jednocześnie proste, instalacje przywodzą na myśl dzieła XX-wiecznych dadaistów.

Fot.

Chun Kwang Young, wystawa „Times Reimagined”, Palazzo Contarini Polignac, Wenecja 2022. Fot. Witold Stelmachniewicz


ARCHIWUM POZOSTAJE OTWARTE
Z Jarosławem Kozłowskim rozmawia Marek S. Bochniarz

Od listopada 2019 roku Jarosław Kozłowski we współpracy z Natalią Brandt i Andżeliką Jabłońską prowadzą w Poznaniu Archiwum Idei. W przestrzeni tej odbywają się wystawy problemowe, przygotowywane w oparciu o zbiory NET-u i dorobek słynnej Galerii Akumulatory 2.

Marek S. Bochniarz: Czy po doświadczeniu trzech lat działalności Archiwum Idei i sześciu wystaw masz poczucie, że udało się Wam uzyskać założone na początku plany – to, czym miało się stać to miejsce?

Jarosław Kozłowski: W dużej mierze – tak. Spodziewałem się jednak, że będzie większe zainteresowanie sztuką, która w Polsce jest stosunkowo mało znana – tym bardziej, że w wielu przypadkach odnosi się do zapomnianych, choć w moim przekonaniu niezwykle ważnych dla sztuki aktualnej, działań artystycznych z lat 60., 70. i 80. XX wieku. Miałem nadzieję, że oprócz kierujących się ciekawością przyjaciół oraz studentów uczelni artystycznej, przychodzących do Archiwum ze znajomymi pedagogami, pojawią się również inne osoby zainteresowane sztuką, niekoniecznie związane z instytucjami artystycznymi. Oczywiście są stali widzowie, ale nie jest ich zbyt dużo. Trzeba też przyznać, że Archiwum Idei nie jest galerią gwarantującą promocję. Nie organizujemy prezentacji indywidualnych. Robimy wyłącznie wystawy problemowe, na które składają się prace wielu artystów z różnych części świata – także takich, których twórczość wpisała się już w historię sztuki współczesnej. Co mnie trochę dziwi, to właśnie brak historyków sztuki wśród publiczności. A wydaje się, że problemy, które są podejmowane w ramach proponowanych wystaw, mogłyby zainteresować profesjonalistów zajmujących się sztuką, także z perspektywy teoretycznej.

Marek S. Bochniarz: Czy na tym etapie życia czujesz się archiwistą, strażnikiem archiwum NET-u?

Jarosław Kozłowski: Nie, wcale tak nie jest [śmiech]. To raczej przygoda, również intelektualna, ponieważ wyciągnięte z magazynów i zestawiane ze sobą prace bardzo odmiennych artystów prowokują do nowego ich „odczytywania”, ujawniając nowe treści i nieoczekiwane związki. Tak – to jest przygoda polegająca na rozszerzaniu pola znaczeń, odkrywaniu ukrytych idei, które okazują się często niezwykle aktualne. Archiwum Idei traktuję jako swoistą platformę dzielenia się tym wszystkim z innymi.

Fot.

1. László Lakner, „Ten kawałek tortu zawędrował do rzeczywistości”, detal, 1972, wystawa „Neo Dada. Ironia. Kontestacja” Fot. S. Bober

2. Jarosław Kozłowski oprowadza po wystawie „Neo Dada. Ironia. Kontestacja”, 2022. Na pierwszym planie: Barbara Kruger, bez tytułu (Twoje ciało jest polem walki), 1989, oraz dwie prace: Victora Burgin, „Odczucie / Sprzeczność / Logika”, 1975 i „Odzwierciedlenie / Sprzeczność”, 1975. Fot. N. Brandt

Paweł Sosnowski
BIENNALE W WENECJI - APPENDIX

WYSZŁO, JAK WYSZŁO

Około 70 proc. państw ma za każdym razem ten sam problem: jak znaleźć dobre miejsce na swój narodowy pawilon. Największy kłopot jest dla tych krajów, które uczestniczą w biennale po raz pierwszy, lub też niedawno dołączyły do wydarzenia. Państwa posiadające pawilony na terenie Giardini należą do wąskiego i zamkniętego klanu, gdyż w stulecie biennale w 1995 roku postanowiono, że już żaden nowy pawilon nie zostanie tam wzniesiony. Wówczas ostatnim trzydziestym szczęściarzem stała się Korea Południowa. Polska zalicza się do biennalowej „arystokracji” od 1932 roku i można śmiało stwierdzić, że do dzisiaj jest to nasze jedyne stałe i ważne okno na artystyczny świat, a mimo tego nie potrafimy naszej uprzywilejowanej pozycji wykorzystać. Najmocniejsze państwa w świecie sztuki traktują biennale priorytetowo, ale prestiż kosztuje i wymaga profesjonalnego podejścia.

Nasza administracja od lat nie jest w stanie zdefiniować polskiej obecności w Wenecji. Podczas gdy Francja wybiera artystę na kolejne biennale tuż po zakończeniu poprzedniego, to konkurs na projekt polskiego pawilonu organizowany jest w ostatniej chwili. Na przygotowanie wystawy zostaje bardzo mało czasu, tym bardziej, że biennale zaczyna się coraz wcześniej. W tym roku nasza artystka Małgorzata Mirga-Tas miała zaledwie cztery miesiące na stworzenie swoich monumentalnych prac. Budżet jest sztywny, niemodyfikowany i skromny. Zapewne wystawa „Niech szyją” była droższa. Nikt też nie myśli nawet o porządnej promocji, a bez niej właściwie nie można zaistnieć w przestrzeni publicznej. Angola, która pojawiła się tu po raz pierwszy w 2013 roku, natychmiast zdobyła Złotego Lwa za spektakularny pomysł i znakomitą kampanię zorganizowaną przez profesjonalny zespół Beyond Entropy Ltd. Reklama polskiego pawilonu nie pojawiła się w żadnej międzynarodowej publikacji.

Na koniec jeszcze jeden kamyczek. Lubimy rocznice, lubimy je świętować. Dziewięćdziesiąt lat to całkiem okrągła liczba. Warto się nią chwalić, warto wykorzystać jako pretekst do autopromocji. Tym bardziej, że polski pawilon należy do biennalowych dinozaurów. Nowa dyrekcja Galerii Zachęta (galeria od 30 lat opiekuje się pawilonem) nawet nie wiedziała o tej rocznicy. Wyszło, jak wyszło, czyli jak zwykle.

Fot.

1. Dan Kosmin, „Piazza Ucraina”, fragment instalacji plenerowa solidarności z Ukrainą, Giardini, 59. Biennale w Wenecji. Fot. P. Sosnowski

2. Pavlo Makov, „Fontanna wyczerpania”, współczesna wersja realizacji z 1995. Pawilon Ukrainy. 59. Biennale w Wenecji. Fot. P. Sosnowski

Hanna Kostołowska
NARRACJE I WIRUSY
– „JA JESTEM” ROBERTA KUŚMIROWSKIEGO

Do 30 września br. można było zwiedzać wystawę Roberta Kuśmirowskiego w Muzeum Adama Mickiewicza w Śmiełowie. Przez niecałe pięć miesięcy każdy zwiedzający konfrontował się z nader odmienną rzeczywistością, która z impetem owładnęła muzealnymi salami.

Autorem radykalnych działań był Robert Kuśmirowski, który wraz z innymi artystami zdecydował się zademonstrować współistnienie odrębnych światów: tradycyjnego i współczesnego. Ten szczególny twórca – określany inaczej „fałszerzem rzeczywistości” czy też „geniuszem atrapy” — swoimi zdecydowanymi ingerencjami w zastaną przestrzeń wprowadzał widzów w konsternację i skłaniał do zadawania pytań.

Na terenie wystawy nie odnajdziemy sentymentalnych nawiązań do życia Mickiewicza i jego wiekopomnych dzieł. Tytuł wystawy „I AM” kojarzy się na pierwszy rzut oka z monogramem wieszcza, lecz samo tłumaczenie tych angielskich słów „ja jestem” manifestacyjnie zaznacza obecność twórcy, który w swojej realizacji zintegrował, lub też sobie przeciwstawił, zbiory z ekspozycji oraz te, pochodzące z innych rzeczywistości. Salami jednocześnie zawładnęły „wirusy”, które sprytnie wtopiły się w przestrzeń muzealną, udając część ekspozycji lub wręcz ostentacyjnie ją zaburzając. Odrębne narracje, snujące się swobodnie w pomieszczeniach o amfiladowym układzie, składały się na osobne muzeum, które zadomowiło się w tym oficjalnym. Sam zabieg stworzenia osobistej instytucji o narcystycznej wymowie przypomina realizację Barbary Bloom „The Reign of Narcissism” z 1989 roku, zaaranżowanej w Muzeum Sztuki Współczesnej w Los Angeles.

Fot.

Robert Kuśmierowski, widok wystawy „I AM” w Muzeum Adama Mickiewicza w Śmiełowie, 2022. Fot. M. Zgierska

Zuzanna Sokołowska
WSCHÓD SŁOŃCA

Wystawa „Musiałam sama stać się słońcem”, której autorkami są Małgorzata Goliszewska, Dorota Hadrian i Patrycja Orzechowska, to odsłona cyklu „Dom kobiet” realizowanego w Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu. Cykl ten został pomyślany jako refleksja nad aktualną kondycją polskiego ruchu kobiet, a także współczesnymi definicjami feminizmu. Punktem wyjścia do jego powstania stały się rozważania Jolanty Brach-Czainy, która z czułością i uwagą obserwowała wymiary ludzkiej egzystencji w codziennych aktywnościach i działaniach. Kuratorkami wystawy są Agata Cukierska i Katarzyna Kalina, dla których istotne stały się indywidualne doświadczenia artystek, próbujących oswajać nieprzyjazną, współczesną rzeczywistość, starając się przy okazji w niej jakoś zadomowić, znaleźć bezpieczną przestrzeń. Twórczynie poruszają się w tej odsłonie cyklu przede wszystkim wokół zagadnień antropocentryzmu, problemu choroby, powolnego zdrowienia, a także stereotypów i opresji, w dużej mierze związanych z cielesnością, z jakimi do tej pory borykają się kobiety.

Tytuł ekspozycji nawiązuje do krótkiego wiersza poetki Anny Świrszczyńskiej pt. „Stałam się słońcem”, będącym opisem procesu samouzdrowienia i zaopiekowania się własną somatycznością. Bez wątpienia na uwagę zasługuje aranżacja samej wystawy, która przypomina udomowioną przestrzeń, w której rozgrywają się najbardziej intymne, jak i prozaiczne, spektakle codzienności.

Małgorzata Goliszewska, Dorota Hadrian, Patrycja Orzechowska. „Musiałam sama stać się słońcem”, Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, 27.08.2022- 30.12.2022, kuratorki: Agata Cukierska, Katarzyna Kalina.

Fot.

Małgorzata Goliszewska, 3. Patrycja Orzechowska, „Musiałam sama stać się słońcem”, z cyklu „Dom kobiet”, fragmenty wystawy w CSW Kronika w Bytomiu, 2022. Fot. materiały prasowe CSW Kronika w Bytomiu


INTRO
4 Konflikty wewnętrzne i zbrojne
Hanna Kostołowska

KORESPONDENCJE
5 HOT SPOT
– nadzieja zamiast zupy
Anita Kwestorowska


8 Sztuka polityczna w tarapatach
documenta 15 Kassel
Alexandra Hołownia


12 PARIS + czyli
Art Basel nad Sekwaną
Joanna Sitkowska


14 Koreańska fala
Magdalena Furmanik-Kowalska


18 Wizje kontrolowane
59. Biennale Sztuki w Wenecji
Grażyna Borowik

POKAZ
26 Agata Sicińska

KONTRAPUNKT
28 Biennale w Wenecji
– Appendix
Paweł Sosnowski

INTERVIEW
34 Archiwum pozostaje otwarte
Z Jarosławem Kozłowskim
rozmawia Marek S. Bochniarz

KONTEKSTY
36 Wojna i… sztuka
Sławomir Marzec


40 Wschód słońca
Zuzanna Sokołowska


44 Make art, not war
Język sztuki wobec wojny
Daria Kołacka

OPCJE
50 Świat zasługujący na ocalenie
Ryszard K. Przybylski

GALERIA
54 Teresa Rachwał

MEDIA SZTUKI
56 Performans
jako platforma odkrywania i docierania
Z Angeliką Fojtuch
rozmawia Hanna Kostołowska

ARTYŚCI
60 Wielki atlas Tatiany Trouvé
Joanna Sitkowska

AUTOKOMENTARZ
61 Wnętrza w niepokojach
Dobrosława Nowak

RELACJE
64 Dwie wystawy malarstwa Jerzego Krawczyka
(Zachęta, Muzeum Sztuki)
Krzysztof Jurecki


68 Upływ czasu włączony
do procesu artystycznego tworzenia
Grzegorz Borkowski


70 Narracje i wirusy
– „Ja jestem” Roberta Kuśmirowskiego
Hanna Kostołowska


74 „Historia drzewa”
zapuszcza głębokie korzenie
Marek S. Bochniarz