kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

artluk nr 2/2017

Paweł Łubowski
2017

Grudzień to okres podsumowań mijającego roku. Wydarzyło się dużo. Skumulowały się w tym samym czasie największe i najważniejsze wydarzenia na świecie: 57. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji i Dokumenta 14 w Kassel. Jak co roku można było zwiedzać targi sztuki, mianowicie 48. Art Basel i FIAC 2017, oraz podziwiać wiele ciekawych wystaw problemowych i indywidualnych, jak chociażby retrospektywy Davida Hockneya w londyńskim Tate Britain czy Camille Henrot w Palais de Tokio w Paryżu. W miarę naszych możliwości staraliśmy się w naszym kwartalniku „Artluk” relacjonować wydarzenia te obiektywnie i rzetelnie. A jaka była oferta wystawiennicza w kraju? Odbyło się wiele wystaw, ale nie było rewelacji. Nawet sztuka „zaangażowana” politycznie już nie wzbudza kontrowersji i to bez względu na opcje ideologiczne. Stała się jedynie propagandowym sztafażem do dramatycznej rzeczywistości. W Polsce instytucje publiczne, jak i galerie prywatne zaoferowały wiele imprez, a i odbyły się też liczne przedsięwzięcia cykliczne, jak: WRO, Land Art Festiwal czy Festiwal Konteksty w Sokołowsku.
Na uwagę zasługuje najważniejszy dzisiaj konkurs malarski Bielska Jesień organizowany przez Bielską Galerię BWA, na który zgłoszono rekordową ilość 2989 prac. Pamiętam jak w przełomowym roku 1980 na Ogólnopolski Konkurs na Obraz im. Jana Spychalskiego (wówczas zdobyłem główną nagrodę) organizowany przez poznańską galerię BWA  również przysłano rekordową ilość - przeszło 1000 obrazów. Były to jednak „fizyczne” prace w Realu, a nie ich cyfrowe reprodukcje. Skądinąd trudno oceniać na bazie fotografii obraz malarski, a i przez to wyroki Jury mogą być chybione już w pierwszej eliminacji. Cieszy jednak fakt, że malarstwo nadal, wbrew zapowiedziom o jego rychłej śmierci, ma się dobrze. Wielu młodych artystów sięga po ten sposób wypowiadania się, choć jest to trudne. Wymaga przecież zdolności manualnych i opanowania warsztatu.
„Artluk” stara się pomóc adeptom sztuki w początkach trudnej drogi artystycznej. W tym roku nagrodę „Artluka” (wyróżnienie redakcji patronackiej), od 10 lat przyznawanej na Bielskiej Jesieni, otrzymała artystka z Wrocławia Joanna Kaucz. Możemy obecnie zaoferować szeroką prezentację twórczości młodych artystów na łamach naszego pisma. W przeszłości „Artluk” z wypracowanych przez siebie pieniędzy wspomagał młodych twórców stypendiami. To już minęło, mamy inne czasy, lecz pomimo wszystko rok 2017 można uważać za udany. Czy następny rok 2018 będzie bogaty w wrażenia artystycznie? Tego życzymy sobie i wszystkim naszym Czytelnikom.
Na okładce:
Joanna Kaucz, „Bez tytułu”, fragment, olej, 2017. Fot. M. Pietrzak, archiwum autorki

Piotr Wełmiński
CO WIDAĆ W OCZACH GORGONY?

W tym roku nagrodę „Artluka” otrzymała młoda artystka z Wrocławia Joanna Kaucz, absolwentka i pracownik dydaktyczny wrocławskiej ASP. Jej brawurowo namalowane obrazy z cyklu „Zabawy z bronią” przykuły uwagę przede wszystkim nawiązaniem do malarstwa alegorycznego. Młodzi artyści w celu zwrócenia na siebie uwagi prześcigają się w tworzeniu stylistyki nastawionej na wzbudzenie obrzydzenia, wstętu, prowadzącej wręcz do turpizmu. Joanna Kaucz, na przekór temu zjawisku, namalowała obrazy nie tylko wykonane dobrze warsztatowo i estetyczne, ale również czerpała z tradycji malarstwa, redefiniując i przenosząc jej treści na grunt współczesny. Redaktor naczelny „Artluka”, Paweł Łubowski, pisze w uzasadnieniu nagrody: „Obrazy Joanny Kaucz unaoczniają nam jaką przewagę ma malarstwo wobec nowych dyscyplin sztuki. Możliwości interpretacyjne malarstwa są o wiele większe dzięki wielowiekowej tradycji, co kiedyś uważano za wadę, a w pracach Joanny Kaucz staję się zaletą. Cóż widzimy? Współczesną wersję Wenus z Amorem. Zmieniły się rekwizyty, ale jest to nadal alegoria miłości poszerzona o doświadczenia współczesnego świata. Widzimy też nienawiść, pogardę wobec„innych” – uczucia jakimi targana jest nasza rzeczywistość.”
Joanna Kaucz w swoisty dla siebie sposób, z dozą lekkiej ironii, przedstawia zastany świat na kilku poziomach interpretacji. Na płótnach i rysunkach oglądamy z fotorealistyczną precyzją utrwalone sceny z postaciami (są to przede wszystkim jej autoportrety) i przedmiotami - atrybutami, tak często wykorzystywanymi w tradycji malarskiej. Nie są to jednak łuk, strzały, jabłka, róże czy instrumenty muzyczne. W obrazie „Wincentego” z 2014 stały się nimi maseczki kosmetyczne, z którymi przedstawiano przeglądające się w lustrze trzy Gracje - boginie piękna, radości i wdzięku. Czyżby szykowały się do spotkania z Afrodytą? Czy może z Dionizosem, by wraz nim iść w orszaku na Olimp?  
Fot.
1. Joanna Kaucz, „Wincentego / Vincent's”, olej, 2014
2. Joanna Kaucz, z cyklu „Zabawy z bronią 1 / Games with Weapons 1”, akryl, 2017. Nagroda kwartalnika Artluk na Bielskiej Jesieni 2017.
Fot. M. Pietrzak, archiwum autorki

Agnieszka Kluczewska
100 % AFRYKI (W PARYŻU)

100 % Afriques. Pod  takim hasłem rozpoczął się w marcu tego roku, w paryskiej Grande Halle de La Villette, festiwal kultury współczesnej Afryki, a ściślej rzecz ujmując – Afryk, bo tak właśnie, w liczbie mnogiej, chcieli przedstawić ten kontynent organizatorzy pokazów i uczestniczący w nich artyści. Festiwal otwierała wystawa „Afriques Capitales (Afryki – Stolice)”, prezentująca twórców z kilkunastu krajów afrykańskich, od Egiptu po RPA, ale także tych związanych z Europą, Stanami Zjednoczonymi czy Brazylią.  Kuratorem był Simon Njami, który przygotował również drugą „odsłonę” ekspozycji: „Vers le Cap de la Bonne Espérance (W stronę Przylądka Dobrej Nadziei)”, pokazywaną od kwietnia do września w hali dawnego dworca kolejowego Gare Saint-Saveur w Lille.  
Na przełomie marca i kwietnia nową sztukę afrykańską można było podziwiać – i kupować – na Art Paris Art Fair 2017. Pod koniec kwietnia zainaugurowano wielką wystawę „Art/Afrique, le nouvel atelier (Sztuka/Afryka, nowe atelier)” w Fondation Louis Vuitton – jednym z najbardziej prestiżowych miejsc ekspozycyjnych w Paryżu, gdzie obecnie trwa prezentacja wybranych dzieł z nowojorskiego MoMA. Wystawa składała się z trzech części: pierwsza, „Les Initiés (Wtajemniczeni)”, poświęcona była afrykańskiej kolekcji Jeana Pigozziego; druga, „Être là (Być tutaj)” ukazywała scenę artystyczną Republiki Południowej Afryki; trzecia była wyborem z własnych zbiorów Fundacji. Pokaz kolekcji Pigozziego kuratorowali Suzanne Pagé, Dyrektor Artystyczny Fondation Louis Vuitton, i André Magnin, przy współpracy samego kolekcjonera. Natomiast wystawa „Être là” została zaaranżowana przez Pagé i Angéline Scherf.
„Sezon afrykański” w Paryżu, celebrowany nawet w Galeries Lafayette, wsparty był dodatkowo prezentacją arcydzieł ze zbiorów Barbier-Mueller, zorganizowaną w ramach paryskiego „Biennale des Antiquaires”, oraz ekspozycjami „Picasso primitif w Musée du Quai Branly” i „Dada Africa w Musée de l’Orangerie”. W niemal symboliczny sposób zamyka go, na przełomie roku, „Mali Twist”, wystawa monograficzna klasyka fotografii Malicka Sidibe, przygotowana dla Fondation Cartier pour l’art contemporain przez André Magnina i Brigitte Ollier.
Skąd to nagłe zainteresowanie, wręcz moda na współczesną sztukę afrykańską? Trudno tu bowiem mówić o jej odkrywaniu, artyści pokazywani w Paryżu są przecież już od dawna obecni na światowej scenie kulturalnej. I to obecni – co nie jest z całą pewnością kwestią przypadku – także dzięki wcześniejszym staraniom kolekcjonerów i kuratorów tegorocznych paryskich wystaw: Pigozziego, Mangnina i Njamiego. Jak wyglądała droga twórców z Afryki na światowy Parnas, na którą wkroczyli w latach 60. wraz z końcem epoki kolonialnej? Rozpoczęła się Pierwszym Światowym Festiwalem „Czarnych Sztuk” – „Premier Festival Mondial des Art Nègres –  The First World Festival of Negro Arts” – który odbył się w 1966 roku w Dakarze (z inicjatywy Lépolda Sédara Senghora). Zgromadzeni na nim artyści, intelektualiści i politycy, z kontynentu i diaspory, nawoływali do powrotu do tradycji i afirmacji négritude, jako warunku rozwoju sztuki afrykańskiej. Ilustracją tych tradycji była wystawa „L’art nègre. Sources, évolution, expansion”, przygotowana przez międzynarowowy zespół pod kierownictwem George’a Henri Rivière’a. Kontynuacją polityki „obecności afrykańskiej” jest od 1992 roku DAK’ART – Biennale de l’Art Africain Contemporain w Dakarze. Kuratorem ubiegłorocznego wydania Biennale był właśnie Simon Njami.
Fot.
1. Zanele Muholi, „Nolwazi II, Nuoro, Italy”, 2015, Seria Somnyama Ngonyama. Zanele Muholi, Collection de la Fondation Louis Vuitton.
2. Kudzanai Chiurai, „Genesis [Je n'isi isi] XI”, 2016. Collection de la Fondation Louis Vuitton.
Fot. archiwum A. Kluczewskiej

Alexandra Hołownia
„SZTUKA I CHINY PO 1989”
W NOWOJORSKIM MUZEUM GUGGENHEIMA

Do siódmego stycznia 2018 trwa w muzeum Guggenheima w Nowym Jorku prezentacja współczesnej sztuki chińskiej. Obejmuje sto pięćdziesiąt prac stworzonych w latach 1989-2008 przez siedemdziesięciu artystów, zarówno tych nobilitowanych, jaki i nieznanych. Tytuł wystawy nawiązywał nie tylko do mających miejsce w 1989 roku, zakończonych masakrą protestów studenckich na Placu Tiananmen w Pekinie, lecz również sytuował Chiny w środku światowych wydarzeń. W tym samym czasie w Europie powstała umożliwiająca szybki globalny przepływ informacji sieć dokumentów hipertekstowych, o nazwie World Wide Web. Upadł mur berliński. Nastąpił rozwój ruchów kulturalnych i intelektualnych, z udziałem artystów chińskich. Odbierana lokalnie sztuka chińska nabrała po 1989 roku międzynarodowego znaczenia.
Kontrowersyjny pokaz sztuki chińskiej w Muzeum Guggenheima przyciąga tłumy odwiedzających. Powodem rozgłosu były krytyczne artykuły w prasie amerykańskiej oraz petycje międzynarodowych organizacji prozwierzęcych, zbuntowanych przeciw wykorzystywaniu zwierząt do wykonywania prac artystycznych. Sama zresztą podpisałam apel organizacji Avaaz domagającej się wycofania wszelkich eksponatów uderzających w godność zwierzęcia. Chodziło tu między innymi o instalację z udziałem ośmiu amerykańskich pitbulli zatytułowaną: „Psy Nie Mogące się Dotknąć” („Dogs That Cannot Touch Each Other”) (2003), autorstwa pekińskiego małżeństwa Peng Yu i Sun Yuan. Czworonogi zmuszone do biegania po poruszającej się z dużą prędkością ruchomej bieżni dzieliła szklana szyba. Wytrenowane do walki zwierzęta, podniecone stałym widokiem swych rywali nigdy się ze sobą nie spotykały. Nowojorczycy, w przeciwieństwie do chińczyków, nie chcieli oglądać frustracji i skowytu umęczonych psów.
Do odrzuconych należała również akcja z udziałem kopulujących warchlaków: „Przypadek Studium Przekazu” („A Case Study of Transference”) (1994) zamieszkałego w Nowym Jorku Xu Binga. Skórę świnek artysta opieczętował literami chińskiego alfabetu. „Świnie są całkowicie niecywilizowane. Natomiast chińskie znaki są wyrazem najwyższej światowej cywilizacji…” - tłumaczył Xu Bing.
Fot.
Liu Xiaodong, „Płonący szczur”, olej, 1998. Kolekcja He Juxing, Fot. A. Hołownia

Katarzyna Jeleń
CZY WARTO WYBIELAĆ MALARSTWO?
Czyli o Bielskiej Jesieni 2017 i nie tylko

DYSKUSJA OBOWIĄZKOWA
„Konkursy artystyczne i uczelnie artystyczne są narzędziami tresury artystek i artystów w cyrku kultury. Rezultatem jest alienacja (wyobcowanie) twórców od ich dzieł, alienacja twórców od ich wewnętrznych motywacji twórczych” .
Jerzy Truszkowski
Następnego dnia odbyło się oprowadzanie, podczas którego jury przedstawiło własne interpretacje wybranych prac, prosząc również artystów o krótki komentarz. Dopiero wtedy mogliśmy w całości zrozumieć zamysł twórców, a pewne obrazy, które wydawały się początkowo słabe, ukazywały swoją głębie i ukryte „piękno”. Ba! Nawet jury może się mylić w swojej ocenie. Prace jednego z nagrodzonych artystów - Marka Rachwalika - zostały podsumowane zdaniem: „za pomysłowość i pracowitość w próbach przekładania medium komputerowego na malarstwo”. Jak sam artysta dzień później przyznał, jego muzą jest potoczna „muza”, a mówiąc precyzyjniej muzyka heavymetalowa.
W dzisiejszych czasach jesteśmy już przyzwyczajeni do konceptualnego podejścia do sztuki pojmowanej w kategoriach tradycyjnych. Artyści próbują myśleć nieszablonowo i wychodzić poza malarstwo, co sami zresztą postulowali podczas dyskusji „Pomiędzy malarstwem a Malarstwem”. Dyskusja pozwoliła wypowiedzieć się młodym twórcom, którzy mówili także o obawach i nadziejach związanych z ich działalnością artystyczną. Nie dziwi nas również coraz większa ilość artystów multimedialnych. Niektórzy uczestnicy postulowali wyjście poza malarstwo i rozszerzenie formuły konkursu, dodanie do niego kolejnych elementów jak performans czy wideo. Wiadomo, że każdy artysta próbuje pokonywać własne bariery, bo ciężko wytrwać w postmodernistycznym świecie, który stwierdza „już mnie niczym nie zaskoczysz”. Pogubienie się w swojej nadmiernej pomysłowości może prowadzić do zatracenia sensu i istoty malarstwa.
1. Katarzyna Frankowska, „Alma Frankowska Mater lub Kapitolińska”, akryl, 2017
2. Karolina Balcer, „Sejm tęczowy”, akryl, 2016
Fot. materiały prasowe Galerii Bielskiej BWA 

Joanna Sitkowska-Bayle
FIAC 2017

FIAC czyli Międzynarodowe Targi Sztuki Współczesnej odbywały się w tym roku w Paryżu po raz czterdziesty czwarty. 193 galerie z 30 krajów pokazały na nich najbardziej reprezentatywnych artystów sceny międzynarodowej. W tegorocznej edycji, wyraźniej niż w poprzednich latach, dominowały dzieła o niepodważalnej wartości rynkowej, do Paryża zjechała bowiem cała niemal czołówka najpotężniejszych galerii i marszandów z całego świata.
W porównaniu z wcześniejszymi edycjami, na FIAC-u znalazło się niewiele sztuki abstrakcyjnej i pojawiła się na nim znikoma ilość dzieł spod znaku konceptualizmu czy takich kierunków jak minimalizm bądź op-art. Zwykle rzucająca się w oczy obecność reprezentantów amerykańskiego pop-artu także była skromniejsza. Tradycyjnie już galerie przywiozły mało rzeźb i instalacji, ale również mniej niż zwykle fotografii. Ta ostatnia zawitała jednak do Paryża w niecały miesiąc po FIAC-u z okazji organizowanego w listopadzie Paris Photo, czyli najważniejszych i najciekawszych targów tego medium na świecie.
Eklektyzm charakterystyczny dla większości targów potwierdzał narastającą z roku na rok tendencję zacierania się różnic między organizowanymi tego typu imprezami. Choć do uniformizacji jeszcze im daleko, wielu obserwatorów rynku podkreślało wzrastający z roku na rok kosmopolityzm europejskich imprez. Dla przykładu, zarówno na FIAC-u, jak i na Artissima w Turynie, galerie zagraniczne stanowią 70% uczestników. Do wyjątków należą jedynie Arte Fiera we Włoszech i Art Cologne w Niemczech cieszące się rosnącym udziałem galerii lokalnych.
Fot.
Niki de Saint Phalle, „Lili ou Tony”, technika mieszana, 1965. Fot. André Morin, Courtesy Galerie Georges-Philippe & Nathalie Vallois, materiały prasowe Fiac 2017

Agnieszka Szkopek
CZAS ZATRZYMANY

Wystawa Andrzeja Dudka-Dürera „CZAS” w Galerii FOTO-GEN Ośrodka Kultury i Sztuki (9.11-2.12.2017) to z pewnością jedno z najciekawszych wydarzeń aktualnego sezonu galeryjnego we Wrocławiu. Kuratorem wystawy jest dr Adam Sobota, historyk i znawca fotografii, kurator zbiorów fotografii w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, autor licznych opracowań i książek o tematyce medium fotograficznego. Tytuł wystawy, jak opowiada kurator, odnosi się do cechy i istoty twórczości artysty. Wśród liczącego 70 sztuk zbioru, na który składają się prace fotograficzne, grafiki, kolaże, instalacje czy wideo możemy przekrojowo spojrzeć na twórczość artysty od końca lat 60. do dnia dzisiejszego.
Przestrzeń wystawową podzielono na trzy części. Pierwszą zajmowały najwcześniejsze prace twórcy od 1969 roku po lata 80. Mogliśmy zobaczyć tu grafiki i fotografie będące utrwaleniem przemiany, która dokonała się w artyście – początkowo twórczość pojawiła się w wyniku traumy powstałej po stracie najbliższych osób i doświadczenia reinkarnacji. W 1969 roku artysta odkrył w sobie świadomość Albrechta Dürera.
Fot.
Andrzej Dudek-Dürer, „Sztuka Butów” w  N.Y.C. 1969 1990/ żywa rzeźba, fotografia, solwentografia na płótnie, 100 x 70 cm. Od 1969 roku autor realizuje life performance „Sztuka Butów” – „Sztuka Spodni” – Sztuka Andrzeja Dudek-Dürer żywej rzeźby w Miejscach w Których się Pojawia...
Fot. archiwum artysty

Magdalena Furmanik-Kowalska
DOKUMENT EPOKI CZY DZIEŁO SZTUKI?

Od połowy października do początku stycznia 2018 można oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie na ul. Pańskiej niedużą, lecz interesującą wystawę Xing Danwen (ur. 1967). Ta chińska artystka studiowała malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Xi'anie, a następne kontynuowała naukę w prestiżowej Centralnej Akademii Sztuk Pięknych w Pekinie. W latach 80. XX wieku zainteresowała się fotografią, która stała się odtąd jej artystycznym medium, a także osobistym pamiętnikiem.
W MSN prezentowane są wybrane prace z serii „A personal diary” (ponad 140 z 250 zdjęć), powstającej od 1993 roku do 2003 roku, której tytuł zastąpiono polskim tłumaczeniem „Dziennik”. Ukazują one zarówno otwarte, często jedynie dla wąskiej publiki, wydarzenia artystyczne, jak i towarzyskie spotkania chińskich twórców: malarzy, performerów, muzyków, reżyserów, itp.  Miały one miejsce przeważnie w podpekińskiej wiosce Dashanzhuang, nazywanej przez mieszkających tam artystów East Village, w nawiązaniu do nowojorskiej dzielnicy bohemy. „Dziennik” daleki jest od obiektywizmu podręcznikowej historii sztuki – „…to bardzo osobista relacja z życia niezależnej kultury w Chinach końca ubiegłego wieku. Kultury, która po wydarzeniach czerwca 1989 roku [krwawym stłumieniu protestu na placu Tiananmen M.F-K.] zepchnięta została do podziemia. Jest to opowieść o niezwykle silnych relacjach twórczych i osobistych, o ludziach, którzy poszerzali pole wolności w ramach politycznego reżimu” – możemy przeczytać w materiałach dotyczących ekspozycji.
Wyboru zdjęć na wystawę dokonała jej kuratorka - Magda Lipska. „Uzupełniony został sugestiami Danwen. Zależało jej [artystce] m.in. na tym, żeby (…) nie zawężał się jedynie do sztuk wizualnych” – komentowała organizatorka. Dla mnie, jako historyczki sztuki, najciekawsze są właśnie akcje artystyczne odbywające się w latach 90. w East Village. Wszystkie jednak wykazują bardzo wysoki poziom artystyczny. Ich aspekt dokumentacyjny wydaje się być jednak najważniejszy dla inicjatorów wystawy, o czym zapewne świadczy dodatkowy podtytuł: „Awangarda w Chinach 1993-2003”. Jest on niestety mylący i wart doprecyzowania.  Na ekspozycji znalazły się bowiem głównie fotografie z lat 1993-1996. Dodatkowo w tym samym czasie, w innych miastach (m.in. Szanghaju, Chengdu) oraz wsiach chińskich obywały się kolejne, równie istotne, „awangardowe” działania artystyczne. A w samym Pekinie już na przełomie lat 70. i 80. XX wieku miały miejsce wydarzenia (np. działania „No Name Group”), które moglibyśmy również tak określić.
Fot.
1. Zhang Huan i Ma Liuming, „Trzeci kontakt”, 1995. Fot. materiały prasowe MSN w Warszawie
2. Fragment wystawy z dokumentacją performansu Xu Binga „The cultured animal” i „A case study of Cultured Transference”, 1994. Fot. M. Furmanik-Kowalska


INTRO
5 2017
Paweł Łubowski

KORESPONDENCJE
6 „Sztuka i Chiny po 1989”
w nowojorskim Muzeum Guggenheima
Ars Animalis cz. 1
Alexandra Hołownia


10 Era targów sztuki
Fridge Art Fair Miami Beach 2017
Ars Animalis cz. 2
Alexandra Hołownia


12 100 % Afryki (w Paryżu)
Agnieszka Kluczewska


16 PARIS PHOTO 2017
Joanna Sitkowska-Bayle


20 Psi los
Alicja Rekść


24 FIAC 2017
Joanna Sitkowska-Bayle

NAGRODA ARTLUKA
29 Co widać w oczach Gorgony?
Piotr Wełmiński

KONTEKSTY
36 Wnętrzności życia zamknięte w terrarium
Agnieszka Domańska


38 Przeciw, czyli za
Jerzy Olek


44 Dokument epoki czy dzieło sztuki?
Magdalena Furmanik-Kowalska


48 Andrzej Mazurkiewicz
Gra w iluzje

GALERIA
50 Stanisław Sacha Stawiarski

KONTRAPUNKT
52 Documenta 14!”
Epilog
Alexandra Hołownia

PROMOCJE
54 „Coś Pan zmalował!”
czyli wrocławska Akademia Sztuk Pięknych
według Tomasza Brody

RELACJE
56 Czy warto wybielać malarstwo?
Katarzyna Jeleń


62 Przejścia i przenikania
w labiryncie nie-miejsc
Wojciech Sternak


64 O wystawie „Znaki” w Galerii XX1
Agnieszka Maria Wasieczko


70 Czas zatrzymany
Agnieszka Szkopek


72 Wratislavia pro Bratislava
Bratislava pro Wratislavia
prof. Marek Jakubek

AUTOKOMENTARZ
74 Barwy materii
Krystyna Cybińska

ARTYŚCI
76 Najnowsza impresja Marcinkowskiego,
czyli o falach, falowaniu
oraz tym co niezmienne
Waldemar Wierzba


78 Magia pejzażu Sylwestra Łachacza,
czyli „Mistrz i Małgorzata”
Jacek Kasprzycki

PREZENTACJE
80 Od tradycji do nowoczesności
Pomiędzy światem analogowym a wirtualnym
Wydział Sztuk Wizualnych
Akademia Sztuki w Szczecinie