artluk nr 2/2008
Paweł Łubowski
SZTUKA ŻĄDNA „KRWI”
W bieżącym numerze artluka przedstawiamy, powstające w ramach inicjatywy „Znaki Czasu”, Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu jego twórców, ale również ciekawe założenia programowe. Daje to okazję do zastanowienia się nad polityką kulturalną, a także relacjami sztuki i polityki. Zauważalny jest pewien paradoks. Sztuka wyrosła z buntu końca lat 60., domagająca się zburzenia dotychczasowych instytucji kulturalnych, opanowała je. Uczestnicy kontrkultury i ich wychowankowie stali się szefami muzeów i centrów sztuki, mającymi wpływ na całą towarzyszącą im infrastrukturę, czyli krytykę, szkolnictwo itd. To przejęcie stało się sukcesem. Ale czy do końca? Niestety, sztuka wyrosła z walki domaga się "krwi". Zmieniły się czasy i jeżeli dawni buntownicy byliby wierni swoim ideałom, powinni zacząć walczyć sami ze sobą. Czyli sami pozwalniać się z urzędniczych stanowisk, a znienawidzone kiedyś instytucje zgodnie z obietnicami z początku XX wieku spalić. A może to sztuka kontestacji stała się oportunistyczna i burżuazyjna? By zaradzić tej sytuacji trzeba szukać środków zastępczych. Więc korzysta się z głupoty i konfliktów, których na świecie jest pod dostatkiem. W Polsce już znaleziono – bogobojne staruszki, nie orientujących się w niczym emerytów i politycznych oszołomów – by pokazać, że walczymy z ciemnotą i religijnym zabobonem. W dzisiejszych czasach sztuka nie jest skutecznym środkiem politycznego nacisku, ale to dobrze, że mamy jeszcze artystów „zaangażowanych”. Lecz kij ma dwa końce. Sztuka kierowana do ludzi o prostej percepcji świata, sama staje się prosta i prymitywna.
Polityki nie unikniemy, choćbyśmy chcieli ją omijać z daleka. Wysłaliśmy egzemplarze ostatniego numeru „artluka” do jednego z państw muzułmańskich. Poczta Polska powiadomiła nas, że tamtejsza cenzura je skonfiskowała i spaliła. Nie kryjemy oburzenia, ale cóż zrobić – co kraj to obyczaj.
Dlatego też w tym numerze „artluka” chcemy przedstawić problemy relacji sztuki i polityki z różnych punktów widzenia. Odnosimy się do tego tematu w tekstach archiwalnych z okresu bezpośrednio po 1968 roku z Biuletynu ZPAP i z późniejszego o 15 lat „magazynu artystycznego”. Pokazujemy również sytuację na dzisiejszej polskiej scenie artystycznej.
Chciałbym na koniec zaanonsować nową rubrykę „artluka” „Piękne sny o wspólnej sprawie”, samodzielnie redagowaną przez zeszłorocznych absolwentów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie: Aleksandrę Bujnowską, Wiktora Dyndo, Jana Dziaczkowskigo, Dorotę Kozieradzką, Aleksandera Ryszkę i Michała Szuszkiewicza.
Na okładce:
Jan Dziaczkowski, bez tytułu, fragment, 2007. Fot. Archiwum J. Dziaczkowskiego
SZTUKA Z ŻYCIA
Z Joanną Zielińską, kuratorem programowym toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej, rozmawia Ewa Pokorska.
Ewa Pokorska: Przejdźmy teraz do Pani planów i CSW w Toruniu. Jak powstał pomysł, by zrealizować wystawę otwarcie poruszającą kwestię kolekcjonerstwa w aspektach społecznych i kulturowych?
Joanna Zielińska: Wystawa „Kwiaty naszego życia” będzie opowiadać o tajemnicy kolekcjonowania, o tym, jakie emocje towarzyszą kolekcjonowaniu, ale przede wszystkim projekt ten poświęcony jest kolekcjonerom. Zadaję kilka ważnych pytań. Na przykład: kiedy kolekcjonowanie staje się sensem życia, jakie są źródła kolekcjonowania, czy istnieją pewne analogie pomiędzy kolekcjonowaniem amatorskim a muzealnym. Przygotowujemy przewodnik po kolekcjach w regionie. Książkę stworzyli ludzie, którzy prezentują w niej swoje kolekcje, a większość zbiorów nie jest związana ze sztuką. Kolekcjonerzy często trzymają swoje kolekcje w domu i nikt nie wie o ich istnieniu. Przewodnik zbiera informacje o zjawisku kolekcjonowania w regionie. Myślę, że książka ta odkrywa wiele tajemnic, będzie wprowadzeniem w prywatne historie i jednocześnie w to, co będzie można zobaczyć na wystawie.
E.P.: Gdy dowiedziała się Pani o wygranej w konkursie na kuratora CSW, czy stanowiło to i nadal stanowi dla Pani duże wyzwanie?
J.Z.: Udział w konkursie podyktowany był pewnymi przypadkami, nie myślałam wtedy o konsekwencjach wygranej. Mieszkałam w Krakowie, pojawiała się myśl o zmianie pracy. Myślę, że praca w instytucji, która powstaje od zera jest ogromnym wyzwaniem. Szczególnie, jeśli jest się osobą zupełnie z zewnątrz. Występuję jeszcze trochę z pozycji „obcego”. Chciałabym żeby Centrum realizowało program międzynarodowy, rozwijało programy edukacyjne i projekty oparte na lokalnych zjawiskach. Wydaje mi się, że wystawa otwarcia, a szczególnie książka o kolekcjonerach jest gestem wyciągniętym w stronę „zwyczajnych” ludzi. Mieszkańcy Torunia powinni mieć poczucie, że jesteśmy ważną, otwartą na ludzi instytucją.
Fot.
Kutluo Ataman, „Stefan's room”, fragment, 2004. Fot. Materiały Prasowe CSW w Toruniu
PERSPEKTYWA PERSPEKTYWY
Z Janem Dibbetsem rozmawia Jerzy Olek
Jan Dibbets: Moją intencją było znalezienie czegoś, na czym można by wypróbować fotografię. Ją samą traktowałem tak, jakby była wynaleziona wczoraj, a nie 150 lat temu. Odrzucając całą historię fotografii, popełniając pewnie te same błędy, jakie popełniano sto lat temu, a o których nie miałem pojęcia, szukałem nowej drogi. Perspektywę zawsze traktowałem jako integralną część fotografii. W perspektywie fotograficznej nie ma nic sztucznego. To proces fizyczno-chemiczny. Cóż fotografia może na to poradzić? Narodziła się w momencie, kiedy ludzie nauczyli się malować obrazy tak realistyczne, jak zdjęcia. Na przykład Ingres. Ale zawsze zastanawiali się, czy nie mogliby sobie tego ułatwić. Fotografia okazała się wielką przygodą dla miernot. Zajęło się nią wielu złych artystów, którzy marzyli o tym, żeby okazać się lepszymi od Ingresa. Zamiast zadać sobie pytanie, o co tu chodzi, zaczęto po prostu robić ładne obrazki, potem jeszcze ładniejsze i tak to trwa do dziś.
Jerzy Olek: To ciekawy problem: wzajemne uwarunkowania malarstwa i fotografii. Ważne jest, by do konkretnego celu użyć odpowiedniego narzędzia. Z tego punktu widzenia hiperrealizm amerykański był nieporozumieniem, bo nie miał nic z ducha fotografii. Nie da się jej nastroju przekazać malarstwem. To jest zupełnie inna jakość. Kopiowanie fotografii nie ma sensu.
J.D.: Zgadzam się. Jak wiesz, zawsze uczyłem malarstwa. Studentom, którzy robią zdjęcia i potem przenoszą je na płótno, mówię: albo zrobisz gorzej niż jest na zdjęciu, albo lepiej. W pierwszym wypadku będzie to tragicznym nieporozumieniem. W drugim będzie to znaczyć, że namalowałeś coś, co jest lepsze niż zdjęcie. Czyli nie kopiowałeś go po prostu, bo wówczas rezultat musiałby być znacznie gorszy. A jeśli tak, to możesz obyć się bez zdjęcia.
J.O.: Twoja twórczość nie mówi o tym, jaka jest fotografia, tylko jak istnieje.
J.D.: Czym jest i jak jest, to dwie różne rzeczy. Ważne jest nie co się maluje, lecz jak się to robi. W wypadku fotografii jest tak samo. Podstawowy błąd to myślenie, że fotografia sprowadza się do kompozycji. To bzdura. Fotografia to pomysł, fikcja. Trzeba umieć ucieleśnić tę fikcję. A to oznacza, że fotografia powinna być wolna i że nie można myśleć o niej w kategorii ładnego ujęcia. Naturalnie o kompozycję też chodzi, ale fotografia to przede wszystkim idea, którą należy zrealizować poprzez narzędzie. Właśnie narzędzie wykonuje pierwszy krok w stronę wyjaśnienia idei. Robi początek.
Fot.
Jan Dibbets „Carl André II”, jedna z dziesięciu prac w serii "Kolekcje perspektywy", 2004, fotografia barwna, courtesy of Alan Cristea Gallery, Londyn. Fot. Archiwum J. Dibbetsa
Agnieszka Kluczewska
„TAJNIKI SZTUKI KOLAŻU”...
Czy można poważnie traktować – nazwać artystycznymi – działania, dokonywane za pomocą nożyczek i kleju, których obiektem są stare pocztówki, wycinki z gazet, wyjęte z albumów reprodukcje? Oczywiście! Pod warunkiem jednak, iż ich autor oprócz sprawnej ręki obdarzony jest „twórczym okiem”: wyczuciem formy, wyobraźnią i wrażliwością plastyczną. A wynik takich działań zwykliśmy określać mianem kolażu.
Ten właśnie gatunek artystyczny, w jego najczystszej, „kanonicznej” postaci – za tą nazwą lubią się bowiem ukrywać także i inne, pokrewne formy wypowiedzi – uprawia Jan Dziaczkowski. Malarz i fotografik, współpracownik „Przekroju”, związany z prawobrzeżną Warszawą, ma na swoim koncie trzy wystawy indywidualne plus kilka zbiorowych – na ostatniej z nich, Biennale Malarstwa Bielska Jesień 2007, zdobył wyróżnienie „artluka” i opublikowany niedawno albumik z reprodukcjami swoich kompozycji. Całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że zaledwie rok temu ukończył warszawską Akademię Sztuk Pięknych – malarstwo u Krzysztofa Wachowiaka, plakat u Mieczysława Wasilewskiego. Kolażem interesuje się od ponad czterech lat.
Fot.
Jan Dziaczkowski, „mocny człowiek”, kolaż . Fot. Archiwum J. Dziaczkowskiego
Izabela Kowalczyk
POSZUKIWANIE HISTORII POZA PUNKTEM ZBIEGU
Dwie wystawy Christopha Roddego: „Poza punktem zbiegu” (Galeria Wozownia w Toruniu, grudzień 2007/styczeń 2008) oraz „Poszukiwanie” (Galeria Szyperska w Poznaniu, kwiecień 2008) tworzą jedną całość. Zarazem są to efemeryczne, poetyckie opowieści o historii. A może nawet lepsze byłoby porównanie z haiku.
Christoph Rodde zajmuje się w swej twórczości wpisywaniem narracji osobistych i wątków autobiograficznych w narracje historyczne. Historia prywatna krzyżuje się tu z historią polityczną. Krzyżują się również historie narodowe: Niemców, Żydów, Polaków.
Jednak, mimo że Rodde opowiada o historii, robi to zupełnie inaczej niż inni artyści tworzący w nurcie, który roboczo nazywam dehistoryzacjami. Ale również dla niego sztuka jest swego rodzaju wywoływaniem duchów. Wydaje się, że chodzi artyście o takie przepracowanie przeszłości, żeby się wreszcie z tą przeszłością oswoić, żeby się z nią ułożyć, a jednocześnie doprowadzić do rozpoznania jej znaczenia dla własnego „ja”, stwierdzić na ile wpływa ona na proces identyfikacji, w jakim stopniu oddziałuje na własną tożsamość. Ale Rodde nie rozdrapuje zabliźnionych ran, nie wyciąga z szafy trupów, nie wymiata spod dywanu śmieci. Jego układanie się z przeszłością jest próbą nadawania jej znośnych kształtów.
Fot.
Christoph Rodde, „Ratusz”, jedwab, Galeria Szyperska w Poznaniu, 2008. Fot. T. Żuchowski
Daria Kołacka
1:1 SZTUKA I RZECZYWISTOŚĆ
Moniki Sosnowskiej (ur. 1972) stało się na tyle znane, że nie trzeba jej przedstawiać. W Wenecji reprezentowała ona Polskę „1:1”, pracą, której status oscyluje między architekturą, rzeźbą i instalacją. Aktualnie „1:1” pokazywana jest w bazylejskim Schaulagerze, gdzie dała tytuł podwójnej wystawie Moniki Sosnowskiej i Andrei Zittel. Sosnowską inspiruje zastana postkomunistyczna rzeczywistość. W żadnej mierze jej prace nie są jednak zwykłymi ilustracjami, lecz raczej wyabstrahowanymi komentarzami na temat wizualnej strony postkomunizmu.
Jeśli pokazywane w Schaulagerze prace Sosnowskiej to wywrócona na nice architektura postkomunistycznej Polski, o tyle kalifornijską artystkę, Andreę Zittel (ur. 1965) zajmuje wnętrze amerykańskiego domu. Obie części wystawy „1:1”, pokazywane w Schaulagerze na dwóch osobnych kondygnacjach, łączy idea architektury wykonywanej w tytułowej proporcji 1:1. W przypadku Sosnowskiej są to pozbawione funkcji rzeźby, w przypadku Zittel funkcjonalne wnętrza. Punkt wyjścia dla twórczości Zittel stanowiło doświadczenie mieszkania w Nowym Jorku na minimalnej przestrzeni, znane skądinąd świetnie w Polsce ze standardów „M” epoki komunizmu.
Fot.
Andrea Zittel, „A-Z Living Units”, 1993. Fot. D. Kołacka
MIĘDZYNARODOWY KONKURS MALARSKI
„OBRAZ PRZESTRZENI PUBLICZNEJ”
POZNAŃ 2008
www.zamek.poznan.pl
www.zpap.com.pl
INTRO
Sztuka żądna „krwi”
Paweł Łubowski
KORESPONDENCJE
Jeden dzień, ani jednej nocy
na biennale w Berlinie
Witold Kanicki
Hommage dla prywatności
Zuzanna Mannke
1:1, Sztuka i rzeczywistość
Daria Kołacka
MEDIA SZTUKI
Galaktyka remedialna
Jerzy Olek
Malarstwo (nie)materialne
Marta Smolińska-Byczuk
„Tajniki sztuki kolażu”
Agnieszka Kluczewska
OPCJE
Wobec czasu
Agnieszka Gryska
KONTRAPUNKT
Twardy orzech „postępu”
Joanna Pokorna-Pietras
KONTEKSTY
Stan świata przyszłego
Elżbieta Kościelak
Nowoczesny rozsądek
Anna Markowska
Irańskie metamorfozy
Sebastian Dudzik
Poszukiwanie historii poza punktem zbiegu
Izabela Kowalczyk
PIĘKNE SNY O WSPÓLNEJ SPRAWIE
Próba stworzenia grupy artystycznej...
Odcinek pierwszy: konflikt
NADINTERPRETACJE
TRIBAL ART
Andrzej Kostołowski
INTERVIEW
Perspektywa perspektywy
Z Janem Dibbetsem rozmawia Jerzy Olek
LEKCJE PLASTYKI
UDZIELANE SAMEMU SOBIE
Polityka jednoosobowa
Marek Sobczyk
POGRANICZA
Kostium 2. Interdyscyplinarność
tańca współczesnego we Francji
Daria Kołacka
Dźwięk nie dochodzi znikąd
Krzysztof Moraczewski
PRZESTRZENIE SZTUKI
ALBO – ALBO
Zbigniew Makarewicz
Sztuka z życia
Z Joanną Zielińską, kuratorem programowym
toruńskiego CSW, rozmawia Ewa Pokorska
Dokumentacja rzeczywistości
według Jerzego Brzuskiewicza
Sebastian Dudzik
RELACJE
Twórca wobec (władzy) materii
Marta Smolińska-Byczuk
Tożsamość grafiki
Jacek Kasprzycki
ARCHIWALIA
Koncepcje sztuki w ideologii kontr-kultury
Aldona Jawłowska
Komentarz
Diana Wasilewska
Postmodernizm – sztuka a polityka
Aldona Jawłowska
KRONIKA
Zostań z nami
KALENDARIUM