kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Na górze: Kamil Kuskowski, „Żydzi zabili Chrystusa” i „Żydzi raus”, z cyklu „Antysemityzm wyparty”. Grand Prix Biennale Malarstwa Bielska Jesień, 2009. Na dole: Tomasz Kulka, „Game Over”, Grand Prix Biennale Malarstwa Bielska Jesień, 2022
Na górze: Jerzy Kosałka, „Filar”, z cyklu „Bardzo dobre obrazy”, Biennale Bielska Jesień, 2013. Na dole: Paweł Łubowski, „Cesarz rzymski Filip, pocz. III w. n.e”, Grad Prix Ogólnopolski Konkurs na Obraz im. J. Spychalskie 1980
Z lewj: Tomasz Kokott, „Królestwo grzybów”, Biennale Malarstwa Bielska Jesień, 2022. Z prawej: Ewa Beata Białecka, „Św. Jerzy”, Grad Prix Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie, 2006.
SPORTOWA RYWALIZACJA W SZTUCE MALOWANIA CZYLI O KONKURSACH MALARSTWA WSPÓŁCZESNEGO

Piotr Wełmiński

Próżność i chęć zaimponowania od zawsze charakteryzowała artystów. Anegdota z czasów starożytnej Grecji opowiada o pojedynku Parrasjosa z Zeuksisem, który to namalował winogrona tak realistycznie, że dziobały je ptaki. Parrasjos odpowiadając na to wyzwanie namalował kotarę, którą Zeuksis chciał odsłonić, by zobaczyć co kryje namalowany obraz. Wówczas Zeuksis uznał się za pokonanego, gdyż sam zdołał oszukać jedynie ptaki. Historia ta mówi nam, że konkursy mogły kiedyś rozstrzygać się obiektywnie bez potrzeby udziału osób trzecich, czyli komisji konkursowej, a kryteria były takie, że łatwo było wyłonić zwycięzcę. Wystarczyło namalować coś bardziej iluzjonistycznie niż robili to inni. W dzisiejszych czasach nie ma takich udogodnień. Nie ma żadnych kryteriów, a komisje konkursowe są zagubione w wielości interpretacji i ocen.   

W Polsce obecnie funkcjonuje kilka konkursów malarskich. Mają one za zadanie prezentować kondycję malarstwa współczesnego, jego aktualnie najważniejsze tendencje, a przede wszystkim odkrywać nowe osobowości twórcze w tej najstarszej i najznakomitszej dziedzinie sztuki. Dzięki nim młodzi artyści mogą pokazać swoje obrazy na wystawach im towarzyszącym, a nieliczni otrzymać nagrody z dodatkowym ekwiwalentem pieniężnym. Poza splendorem i przychylnością krytyki mogą też liczyć na zainteresowanie galerii komercyjnych, które śledzą z uwagą konkursowe prezentacje. Wielu absolwentów uczelni artystycznych próbuje swych sił w tych konkursach, a że rocznie mamy kilkuset dyplomantów, więc jest w czym wybierać.

Obecnie mamy trzy najbardziej liczące się konkursy: Ogólnopolski Przegląd Malarstwa Młodych PROMOCJE w Legnicy, Biennale Malarstwa Bielska Jesień w Bielsku Białej i Konkurs Malarski im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu na początku jako biennale, a obecnie triennale. Do niedawna też funkcjonował Festiwal Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie istniejący od 1962 roku.

Istotną rzeczą jest formuła konkursu i sposób selekcji nadesłanych prac. Zawsze odbywa się to etapowo. W konkursie Gepperta wpierw rada ekspercka nominuje około 20 artystów, a potem jury w innym składzie wybiera z nich 7 laureatów i rozdziela nagrody. Często pierwszy etap dokonuje się na podstawie przesłanych zdjęć, a to już jest duży błąd. Są prace malarskie, które na fotografii diametralnie zmieniają się - nie widać prawdziwych kolorów, fałszują fakturę, a wielkość obrazu jest nierozpoznawalna. W Ogólnopolskim Konkursie na Obraz im. Jana Spychalskiego w Poznaniu, który odbywał się w latach 70. i 80. ubiegłego wieku dla transparentności wyników przejęto formułę anonimowości autorów prac. Sygnowano prace jedynie hasłem. Autor i tytuł pracy były ukryte w zamkniętej kopercie. Już sam fakt, że istotą w sztuce jest indywidualność, a obraz jest znakiem identyfikującym artystę, formuła ta była dość kuriozalna. Dawało może pewien dreszczyk emocji i nieprzewidywalności, ale i skutkowało różnymi „wpadkami”. W 1978 roku nagrodzono główną nagrodą artystę naśladującego znanego malarza nurtu metaforycznego Henryka Wańka. Krytyka i prasa artystyczna miała z tym dużo zabawy.     

Jest obiegowe stwierdzenie, że wyniki konkursów malarskich są wypadkową niekompetencji jury, tym bardziej, że nie ma dzisiaj kryteriów w ocenie malarstwa, a członków komisji konkursowych wybiera się przypadkowo, nie oglądając się na ich wiedzę w temacie. Decydują o tym organizatorzy zapraszając do nich osoby często zaprzyjaźnione. Członkowie takich gremiów mają swoich faworytów. Są to ich byli studenci, przyjaciele, artyści przez nich lansowani czy autorzy sprzedawanych prac w ich galeriach. Tu nie ma czystej gry, a wygrywa przede wszystkim interes. Na prawie każdym posiedzeniu jury można dostrzec „przepychanki”. Najgorzej, gdy w jury znajdzie się ktoś o zapędach doktrynerskich. Jest to najgorszy typ jurora. Siła przekonywania przez niego innych uczestników komisji wynika często z braku refleksji i nietolerancji. Do anegdot należy sytuacja, do której doszło na jednym z biennale malarstwa na początku lat 2000. Bożena Kowalska, jedna z ideolożek malarstwa geometrycznego wyrzuciła przy pierwszej selekcji prace członków Grupy Ładnie. Organizatorzy mieli duży problem, bo była to wówczas ważna formacja w sztuce polskiej. Przenieśli te odrzucone prace tylnymi drzwiami z powrotem do sali do dalszej części konkursu poza wiedzą pani Kowalskiej, a jeden z jej członków w końcu otrzymał główną nagrodę. 

Wytworzył się też pewien specyficzny styl malarstwa konkursowego. Od  niepamiętnych czasów próbowano wkraść się w jakiś sposób w łaski komisji konkursowej. Zmieniały się czasy i tematy wiodące obrazów ulegały przeobrażeniom. Od 20 lat na wielu konkursowych obrazach pojawiały się motywy roślinne i zwierzęce czy kolory tęczy. Obrona środowiska naturalnego, LGBT+, antysemityzm, feminizm, antyklerykalizm, bieżąca polityka, to tematy na nich królujące. Wydaje się, że podejmując je można już myśleć o sukcesie nie bacząc na wartości artystyczne - nie przejmując się, że malarstwo przypomina wtedy bardziej tanią publicystykę niż sztukę. Ważna jest też strategia. Najlepiej, gdy malarz startujący do konkursu umożliwia członkom jury poczuć się, że znają się na malarstwie i rozumieją co przekazuje artysta. Takie dowartościowanie jest najlepszą receptą na otrzymanie nagrody. Danie poczucia mądrości i sprawczości skutkuje wyśmienitymi rezultatami. Przykład owej socjotechniki można dostrzec w pracy Kamila Kuskowskiego z cyklu „Antysemityzm wyparty”, nagrodzonej Grand Prix na 39. Biennale Malarstwa Bielska Jesień, w której artysta pokazał przemalowane białą farbą, ledwo widoczne napisy „Żydzi zabili Chrystusa” i „Żydzi raus”. Tak jak w tej pracy artysta za pomocą środka malarskiego uzyskał jasny przekaz demaskujący nasze polskie fobie i przywary, tak bardziej dosłownie potraktowali palące tematy współczesności inni artyści ocierając się o groteskę. Działanie wprost często obraca interpretację i ocenę treści w przeciwnym kierunku niż to zamierzał artysta – staje się żartem z samego siebie. Przykładem niech będzie praca Tomasza Kokotta „Królestwo grzybów”, przedstawiająca hierarchę kościelnego w postaci muchomora. Niestety wówczas główną nagrodę otrzymała praca bardziej „ekologiczna” Tomasza Kulki „Game Over”.

Bywało, że artyści wykorzystywali formułę konkursu, poniekąd żartując z istoty współzawodnictwa w tak nieuchwytnej i niewymiernej dziedzinie jaką jest sztuka, a szczególnie malarstwo. Na Biennale Malarstwa Bielska Jesień Jerzy Kosałka przesłał obraz namalowany z fotografii prac nagrodzonych w poprzedniej edycji tegoż biennale wystawionych na wystawie pokonkursowej. W samym tytule „Filar” z cyklu „Bardzo dobre obrazy” tkwi ironia i w pewnym stopniu krytyka „sportowej” rywalizacji w konkursach malarskich. Racjonalnie myśląc obraz ten powinien też dostać, co najmniej równorzędną nagrodę, jak nagrodzone rok wcześniej prace. Jury nie dało się jednak zwieść, a jedynie „Artluk” przyznał artyście swoją nieregulaminową nagrodę.

Grę z formułą konkursu i obnażającą tendencyjność w ocenie, a także błędną interpretację komisji konkursowej podjął Paweł Łubowski w pracy nadesłanej na Ogólnopolski Konkurs na Obraz im. Jana Spychalskiego w 1980 roku. Wówczas to prócz anonimowości dodatkowo w tytule konkursu postanowiono dać hasło „bez tytułu”. Organizatorzy w ten sposób zasygnalizowali, że w malarstwie najważniejsze są wartości wizualne, a nie treść literacka. Łubowski namalował dyptyk z twarzą żywą na jednym obrazie i tę samą wykutą w kamieniu na drugim. Twarze te miały wysokość jednego metra, bo tylko na taką pozwalał regulamin konkursu. Jury zobaczyło w tych obrazach twarz robotnika i jej skamieniały wizerunek, tym bardziej, że jej wyraz sugerował mocny i siermiężny charakter sportretowanej postaci. Rok 1980 był to czas strajków, gdy cała Polska stanęła w robotniczym proteście. Ulice opustoszały, a czas się zatrzymał w kamiennym bezruchu. Sytuacja była napięta, a społeczeństwo rozpolitykowane. Groziła też interwencja „bratniej” armii. Komisja konkursowa zinterpretowała dyptyk jako plakat polityczny i przyznała główna nagrodę. Jakim zaskoczeniem było, gdy otwarto kopertę z hasłem. Okazało się, że jest to portret zrekonstruowany z kamiennej rzeźby cesarza rzymskiego – okrutnego władcy imperium z początku III wieku. Zmieniła się interpretacja o 180 stopni. Z plakatu politycznego praca ta stała się wieloznaczna - pokazująca  bardziej mechanizmy brutalnej władzy niż apoteozę ideologii w prostej interpretacji rzeczywistości. Członkowie komisji konkursowej sami wpadli w pułapkę koniunkturalnego myślenia o sztuce, a także pokazali swoją niekompetencję. Łubowski trafnie połączył ikonografię przedstawiającą bohaterów pracy socjalistycznej z ikonografią imperialną cesarstwa rzymskiego. Refleksja nad językami sztuki i łączenie różnych stylistyk oraz kodów kulturowych jest do dzisiaj specyfiką twórczości tego artysty. Po kilkudziesięciu latach, od niedawna w Internecie namnożyło się wiele takich rekonstrukcji wykonanych ze starożytnych posągów, w takiej samej wizualnej formule, ale za pomocą technik cyfrowych z wykorzystaniem AI. [1] Czyżby artysta intuicyjnie to przewidział?

Bywają jednak też konkursy, w których znaleźć można „objawienie”, to znaczy obraz wybijający się na tle innych. Zdarza się to bardzo rzadko. Tak jednak było podczas Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego w Szczecinie w 2006 roku, na którym prace Ewy Beaty Białeckiej właśnie tak „zaistniały” i bezkonkurencyjnie otrzymały Grad Prix. Namalowane z lekką naiwnością, ale o wielkiej sile oddziaływania i autentyczności. Zawierały też pewną tajemnicę, jaką można odnaleźć jedynie na  malowidłach w Willi z Misteriami w starożytnych Pompejach.    

Przedstawione w powyższym tekście przykłady zmagań artystów w walce o nagrody na konkursach malarskich nich będą nauką dla młodych malarzy startujących w szrankach rywalizacji. Dodać trzeba też, że sukces w tej rywalizacji nie stanowi jeszcze o pozycji artystycznej. Niewielka liczba nagradzanych artystów na festiwalach czy biennale pozostaje  na stałe w sztuce. Często taki sukces jest krótkotrwały, daje jednak możliwość zaistnienia czy skonfrontowania się z innymi artystami. Lecz trzeba wszystkim uczestnikom tych konkursowych zmagań życzyć sukcesów, wysokich nagród i zdobycia ponadczasowej sławy u potomnych, jak to się stało z Parrasjosem czy Zeuksisem z Heraklei.   

 


[1] www.youtube.com/watch?v=gfqy7ipjDWI

powrót