kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Bogusława Orłowska-Truszkowska (1923-2014) w swoim mieszkaniu. Fot. J. Truszkowski
Jerzy Truszkowski, „Ave ars. Morituri te salutant. For Those About To Art/Die. I Salute You/Them”, fragment instalacji poświęcony Bogusławie Orłowskiej-Truszkowskiej, 2016. Fot. Materiały prasowe Muzeum Śląskiego w Katowicach
Na następnej stronie: Jerzy Truszkowski, „Ave ars. Morituri te salutant. For Those About To Art/Die. I Salute You/Them”, fragment instalacji, 2016. Fot. Materiały prasowe Muzeum Śląskiego w Katowicach
AVE ARS. MORITURI TE SALUTANT
FOR THOSE ABOUT TO ART/DIE. I SALUTE YOU/THEM

Jerzy Truszkowski

Powyższy tekst tytułu instalacji został przeze mnie narysowany węglem na ścianie Muzeum Śląskiego poniżej dzieł, które składały się na tę instalację. Tytuł jest trawestacją zawołania rzymskich gladiatorów oraz trawestacją tytułu płyty grupy rockowej AC/DC „For Those About To Rock. We Salute You.”, który to tytuł płyty też nawiązywał do starożytnego „Ave Cesar. Morituri te salutant”.
Światem rządzi przypadek. Artyści jednak nawiązują wzajemne znajomości i przyjaźnie nieprzypadkowo. Dobierają się według wspólnych celów życiowych i wartości artystycznych. Tak było na przykład z moją przyjaźnią z Andrzejem Partumem, Januszem „Yasiem” Rasińskim, Mariuszem „Pekinem” Maliszewskim, Jackiem „Kryszkiem” Kryszkowskim i Zbyszko Trzeciakowskim.
Od młodości opisywałem dokonania artystyczne licznych starszych znajomych. Twórczość paru z nich przypomniałem w formie publikacji książkowych, gdy była już zapomniana (KwieKulik, Zofia Kulik i Przemysław Kwiek – 1999, Andrzej Partum – 2002, Jacek „Kryszek” Kryszkowski i Zbyszko Trzeciakowski – 2004 + 2005, Jacek „Krokodyl” Malicki, Paweł Kwiek, Andrzej Partum i Jacek Mikołaj Rydecki – 2013, Jerzy Bereś, Zbigniew Warpechowski i Krzysztof Zarębski – w przygotowaniu 2016).
Z podarowanych lub zakupionych dzieł różnych znajomych artystów powstała moja kolekcja muzealna. W ten sposób uchroniłem te dzieła i artystów od zapomnienia. To jest podstawowa funkcja muzeum: ochrona i przechowywanie dla przyszłych pokoleń utworów artystycznych: obrazów, fotografii, rysunków, filmów, obiektów, instalacji, jak również ukazywanie relacji społecznych i artystycznych towarzyszących powstawaniu dzieł.
Moja instalacja stawia pytanie o to, gdzie są dzieła tych wymienionych powyżej artystów buntowników?
Dlatego na wystawie zbiorowej „Z Głębi” w Muzeum Śląskim w Katowicach mojej instalacji towarzyszył tytuł nawiązujący do tego pytania i do górnośląskiego kontekstu kulturowego:
Kaj my to som? Re: Ino tukej.
Gdzież to my jesteśmy? Tylko tutaj.
Wo sind wir? Nur hier.
Gdie my nachodimsia? Tolko zdies.
Where are we? Only here.
Kaj my to som? – to było ulubione pytanie mojej mamy, Bogusławy Orłowskiej-Truszkowskiej, które zadawała żartobliwie podczas swoich licznych podróży koleją i autobusami.
W 1945 roku uratowała swoje życie, uciekając przed działaniami wojennymi prowadzonymi w latach 1943-1953 przez Ukraińską Powstańczą Armię mordującą polską ludność cywilną w ramach planu zagłady Polek i Polaków przygotowanego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Z małego miasta Krystynopol nad rzeką Bug trafiła do przemysłowego i akademickiego miasta Gliwice na Górnym Śląsku, gdzie jej ojciec znalazł wolne mieszkanie składające się z kuchni, pokoju i z WC na klatce schodowej. Zamieszkała w nim z rodzicami oraz z siostrą i jej dwójką dzieci, którym zastępowała ojca zabitego w 1945 roku przez ukraińskich nacjonalistów.
W czasie wojny moja mama współpracowała z Armią Krajową, a zarabiała jako krawcowa. Potem lubiła szyć dla siebie i dla rodziny z materiałów, które znajome Ślązaczki otrzymywały w paczkach przychodzących „z Reichu”. Dzieła krawieckie mojej mamy planowałem włączyć do instalacji w części, którą zatytułowałem „Schneiderin” od wpisu w rubryce „Beruf” w wydanej przez niemieckie władze okupacyjne w 1943 roku Kennekarte.
Po wojnie moja mama ukończyła liceum dla pracujących, gdzie nawiązywały się przyjaźnie między Ślązakami i przybyszami ze wschodu Polski. Studiowała na Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu z roczną przerwą na wyleczenie gruźlicy. Często lubiła zadawać również takie pytanie retoryczne: Nawet gdybym ocalała, to kim bym była, gdybym nie uciekła na Górny Śląsk?
Będąc już doświadczoną lekarką namalowała kilkadziesiąt obrazów, które włączyłem do swojej instalacji. Największe swoje obrazy namalowała mając tyle lat, ile ja miałem przygotowując tę instalację składającą się z dzieł 10 nieżyjących artystów oraz jednej artystki.
Artluk 2/2016

powrót