kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Servet Koçyiğit, „Podział władzy”, cykl fotograficzny „Ojczyzna”, 2007. Fot. Archiwum S. Koçyiğita
Servet Koçyiğit, „Eskici”, fotografia, 2005. Fot. Archiwum S. Koçyiğita
Servet Koçyiğit, „Doc”, fotografia, 2008. Fot. Archiwum S. Koçyiğita
W JAPONKACH DOOKOŁA ŚWIATA

Servet Koçyiğit

Servet Koçyiğit (ur. w 1971 r. w Kaman w Turcji) jest artystą zajmującym się sztukami wizualnymi, obecnie mieszka i pracuje w Amsterdamie i Stambule. Studiował w Gerrit Rietveld Academie w Amsterdamie. Wystawiał prace w szeregu muzeów i instytucji na świecie, w galeriach i na festiwalach. Między innymi na  XXVII Sao Paulo Biennale (2006), 9th Istanbul Biennale (2005), APPLE Contemporary Art Center Amsterdam (2001), TANAS, Berlin (2009), Israel Museum, Jerozolima (2006), ARTER Space For Art Istanbul (2010), Givon Art Gallery, Tel Aviv (2008), OULET Independent Art Space, Stambuł (2010), Palais Des Beaux Art, Lille (2009), Wilhelm Lehmbruck Museum, Niemcy (2000).

Dorastanie w Turcji w latach osiemdziesiątych nie miało nic wspólnego z beznadziejnymi fryzurami i poduszkowatymi na ramionach marynarkami. Po interwencji armii przeciwko demokracji (już trzeci raz) atmosfera w Turcji była raczej ponura. Chodziliśmy do szkoły, czytając w sekrecie zakazane książki, słuchając zabronionej muzyki i sądziliśmy, że jakoś tak musi wyglądać wolność. Chcieliśmy wolności, ale jeszcze za bardzo nie wiedzieliśmy, jak ją definiować. Zabrało mi sporo czasu by – dzięki sztuce – zrozumieć, czym jest wolność. W tamtym okresie, gdy wszystko wydawało się stłumione i wszyscy byli raczej w ponurych nastrojach, w Turcji działo się jednak coś dosyć ciekawego i zabawnego – nasze poczucie humoru, humoru w postaci znanej z rysunków publikowanych w cotygodniowych magazynach z komiksami. Po długiej tradycji pisarzy i komików, takich jak Nasrettin Hoca oraz Aziz Nesin, młode pokolenie tureckich twórców komiksów ponownie odkryło siłę humoru i to, w jaki sposób można ją spożytkować, otwierając pewne obszary społeczeństwa, by pozwolić im zaczerpnąć tchu i zacząć się bronić. Ci młodzi rysownicy uchwycili współczesną sytuację społeczną dużo trafniej niż przedstawiciele innych kierunków artystycznych. Nauczyli nas, że zamiast płakać, należy się z danej sytuacji śmiać i była to zupełnie inna perspektywa na życie. Dała nam, mojemu pokoleniu, dużo nadziei i wiele się od nich nauczyliśmy. Może właśnie dlatego humor stał się jednym ze znaków rozpoznawczych współczesnej sztuki i dlatego odgrywa on tak ważną rolę w mojej twórczości. Kino, poezja i literatura zawsze miały się w Turcji dobrze. Jednak sztuka współczesna była bardzo słaba, szkoły artystyczne miały beznadziejny poziom i prawie nie było gdzie wystawiać. Nie istniały też instytucje i muzea sztuki. Bardzo niewielu artystów zajmowało się ciekawymi rzeczami. Jedynym poważnym przedsięwzięciem było Istanbul Biennale, ale nawet ono nie było tak potężne czy popularne, jak dziś. Tak więc, gdy zdecydowałem się zajmować sztuką, pomyślałem, że powinienem opuścić Turcję i znaleźć miejsce, w którym mógłbym się uczyć i tworzyć bez większych ograniczeń. Przeniosłem się do Holandii.
Cykl fotograficzny „Ojczyzna” (2007) składa się z 6 fotografii. Dotyczą głównie symboliki strojów wojskowych. Największa fotografia w serii, „Ojczyzna” (180 x 270 cm), ukazuje pięciu żołnierzy różnych narodowości, trzymających tancerkę brzucha. Na całym ciele tej bardzo zmysłowej, półnagiej kobiety spoczywają ręce otaczających ją żołnierzy. Pracę można interpretować rozmaicie. Po pierwsze, jako klasyczny konflikt płci związany z pozycją kobiet w różnych społeczeństwach. Po drugie, zaznacza ona kontrast pomiędzy władzą/siłą i delikatnością. Po trzecie, tytuł sugeruje armię chroniącą i/lub kontrolującą kraj. Żołnierze ubrani są w mundury różnych państw, więc nie chodzi tu o konkretne miejsce, mimo że tancerka brzuchem implikuje Środkowy Wschód i Azję. Inne dzieło z serii to „Podział władzy”: dwóch żołnierzy, identycznie wystrojonych, dzieli jeden kapelusz, spoczywający na ich barkach. Być może najbardziej dosłowną pracą z cyklu jest „Pod spodem”, ukazująca siedzącego na krześle żołnierza, który pod podeszwami butów ma wszystkie swoje medale. Tylko medale są ukazane z dużą ostrością, podczas gdy postać żołnierza jest bardzo zamazana. Fotografia przedstawia to, jak życie człowieka w armii koncentruje się na symbolice żołnierskiej rangi. Najbardziej subtelną pracą z serii jest „1man7army”. Fotografia ta przypomina mi pewną, czytaną dawno książkę Jerzego Kosińskiego. Widzimy na niej żołnierza w stroju złożonym z siedmiu różnych mundurów armii różnych państw. Koncepcja polegała na tym, aby stworzyć mundur uniwersalny. Trzeba zacząć od tego, że sama idea uniwersalnej armii jest dość niedorzeczna – przecież armia ma chronić granice i narodową suwerenność. Podczas tej sesji pracowałem z ekspertem, który specjalizował się w mundurach militarnych. Jego profesja wydała mi się dość dziwna, ale, gdy zacząłem się dowiadywać więcej na temat złożonej symboliki używanej na żołnierskich strojach, okazało się to fascynujące. Zasady ubioru stały się tak abstrakcyjne, że dotyczą już nie tylko wojska, ale i ubrań cywilnych, które posługuje się własnym, zakodowanym językiem.
Po moich studiach artystycznych i pracy w Europie przez ponad 10 lat, zacząłem znów interesować się Turcją. Zawsze myślałem, że powrót tam byłby krokiem wstecz, ale jak to zwykle bywa w sztuce i życiu, nic nie jest linearne i krok w tył może być krokiem naprzód. Byłem bardzo podekscytowany, gdy po raz pierwszy wynająłem mieszkanie w Stambule i zacząłem pracować w Turcji. Stambuł to bardzo inspirujące miasto, bogate wizualnie i wielowarstwowe kulturowo. Również Turcja znacznie się rozwinęła, i to nie tylko pod względem rozwoju gospodarczego – można było zauważyć zmianę w każdej dziedzinie życia. Wydarzyła się tam cicha rewolucja. Jeśli chodzi o system, zmieniło się niewiele, ludzie po prostu mieli go już dość i zaczęli zmieniać styl życia. Ta zmiana znalazła również swoje odbicie w sztuce współczesnej. Działo się wiele: Istanbul Biennale zyskało międzynarodową renomę, otwierały się nowe instytucje, muzea i galerie. Scena artystyczna była nadal niewielka i ograniczona do Stambułu, ale za to bardzo świeża, wszystko było bardzo nowe i szukało swego własnego wyrazu. W Stambule całe dnie spędzałem na zewnątrz, obserwując życie i tworząc na pełnych energii ulicach tego niesamowitego miasta. Fotografia „Eskici” (2005) była jedną z tych, które tam wykonałem. Przedstawia człowieka wiozącego na trójkołowym wózku zapalony żyrandol. W tle znajduje się widok jednej ze starych, opuszczonych, kolorowych ulic Stambułu. Robotnik na ulicy pcha na wózku żyrandol – zwykle uznawany za symbol burżuazji. W tatach 50. posiadanie żyrandolu stanowiło jeden z ważnych, popularnych symboli statusu ludzi zamożnych. Tak jak w większości dużych miast na całym świecie, w Stambule różnica pomiędzy bogatymi i biednymi jest bardzo wyraźna. Klasa pracująca niesie na swoich barkach bogatych i oświetla ulice za dnia.
Po moim pierwszym okresie pracy w Stambule zacząłem regularnie jeździć do Turcji i tam pracować, nie tylko do Stambułu, ale do różnych miejsc kraju. Jedną z wycieczek odbyłem do miasteczka o nazwie Hasankeyf na wschodzi Turcji, u brzegów rzeki Tygrys. Niestety, w najbliższej przyszłości miejsce to zostanie zalane; Turcja buduje tamę, aby zaspokoić potrzeby energetyczne. Jest to cena, nie jedyna, jaką państwo to zapłaci za szybki rozwój. Ironia losu polega na tym, że to woda sprawiła, że Hasankeyf zyskało bogatą historię i cywilizację i ta sama woda ją zabierze. Chciałem wykonać kilka prac związanych z wodą i lokalną ludnością. „Doc” (2008) to jedna z prac z tej serii. Pokazuje dwóch mężczyzn stojących w wodzie na tle skał. Jeden z nich, całkowicie ubrany jako lekarz, w białym kitlu, bada stetoskopem drugiego mężczyznę, swojego pacjenta. Znana scena z praktyki lekarskiej została całkowicie przemieszczona i przeniesiona w kontekst rzeki Tygrys. Wody używa się w różnych kulturach do leczenia i oczyszczania, a także niesie ona konotacje religijne: istnieją ceremonie dokonywane w wodzie lub przy użyciu wody. Fotografia ta odnosi się do powyższych kwestii w nieco sarkastyczny sposób i wnosi do praktyk uzdrowicielskich perspektywę naukową. Można by ją nazwać pracą darwinistyczną.
Artluk 3/2010

powrót