kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Wojciech Ulman, „Olśnienie”, kadr z filmu, HD, 28 min., 2016-2018. Fot. Archiwum autora
Wojciech Ulman, „Olśnienie”, kadr z filmu, HD, 28 min., 2016-2018. Fot. Archiwum autora
Wojciech Ulman, „Olśnienie”, kadr z filmu, HD, 28 min., 2016-2018. Fot. Archiwum autora
CZŁOWIEK BEZ WŁAŚCIWOŚCI

Marek S. Bochniarz

„Takie nastawienie umysłu, wnikliwe, kiedy chodzi o najbliższe szczegóły, i ślepe, gdy chodzi o całość, znajduje swój najistotniejszy wyraz w pewnym ideale, który można by nazwać ideałem dzieła całego życia (...). Często w twórczości intelektualnej nie grube księgi, ale właśnie krótkie rozprawy stanowią dumę ich autora” - Robert Musil[1].

Pierwsza indywidualna wystawa Wojciecha Ulmana w BWA Zielona Góra to zarazem premiera jego najnowszej pracy wideo „Olśnienie”, nad którą pracował przez ostatnie dwa lata. Choć – jak sugeruje tytuł – zgromadził w nim wiele refleksji, będących jego własnymi mikro-olśnieniami czy uwagami natury metaartystycznej – udało mu się uniknąć pretensjonalności i wyjść poza sferę czasem wręcz kuriozalnego patosu, charakterystycznego dla wielu współczesnych filmów eksperymentalnych.

W „Olśnieniu” łączą się ze sobą, często traktowane jako nie dające się pogodzić, światy: duchowej, abstrakcyjnej refleksji, praktyki prowadzenia eksperymentów przybierających formę zarówno „ilustracji” zjawisk fizycznych, jak i testowania pomysłów na „sztukę”, a wreszcie różnych odsłon gmatwającej to wszystko codzienności oraz przyziemności. W tych ostatnich znajduje się szyfr do zagadki popadnięcia w tytułowy stan, w którym nieprzystawalność niskich pobudek i wysokich aspiracji nie tylko da się zaakceptować, ale dochodzi do czegoś, co w buddyzmie określa się mianem „absolutnie sprzecznej samotożsamości”. Wieloznacznym symbolem staje się dla artysty zapałka, sygnalizująca tytułowe olśnienie, z kolei w różnych geometrycznych układach znacząca intelekt nadający ład i objaśniający materię, a wreszcie, w postaci rozsypanych sztuk, wskazująca na przeciwny temu chaos.

Zielona Góra jest rodzinnym miastem Ulmana, a w przypadku „Olśnienia” ta miejscowość ma dodatkowe znaczenie, bo część materiału artysta zrealizował w mieszkaniu po dziadkach. Mieści się ono na drugim piętrze starego poniemieckiego budynku, które Jan i Janina zajęli po wojnie. „Gdy przychodziłem tu po szkole, to najchętniej spędzałem czas w pracowni z dziadkiem. Zawsze jest super oglądać kogoś przy takiej pracy” – wspomina artysta. W lokalu zamieszkał pod koniec liceum, a ilość pracowni i magazynów rozrosła się, zajmując większość pomieszczeń, wliczając w to zbudowaną za kuchnią ciemnię fotograficzną. Ulman właśnie tutaj konstruował różne proste i pozbawione pragmatycznego działania maszyny, których ruch uwieczniał na kolejnych filmach.

Jak wyjaśnia: „Mogłem spędzać czas sam ze sobą. Samotność jest też ważna na jakimś etapie, żeby zaznajomić się z własną osobą”. W „Olśnieniu” pokazuje przebieg procesu kreatywnego, na który składa się nie tylko introwertyczne odcięcie od świata, aby dumać i próbować różnych chwytów, ale i niechciany, zwykle ukrywany przez artystów składnik długotrwałych przygotowań, a także zawieszeń uwagi, gdy twórca traci skupienie, rozładowuje napięcie, literalnie bawi się.

Ta wielopoziomowość przekłada się na estetyczną niespójność „Olśnienia”. Obok siebie sąsiadują materiały found footage uzupełnione o elementy animacji, dokumentacje prac, niskiej jakości nagrania z kamery GoPro, na których Ulman „bawi się”: jeździ rowerem, wsiada na karuzelę, a także wystudiowane ujęcia pokazujące ciało artysty performującego różne czynności. Miast jednak wielkich gestów obserwujemy trywialne ćwiczenia. „Chodzę z kąta w kąt. To mniej niż coś zrobić, ale już więcej, niż nie zrobić nic” - mówi narrator zdystansowanym i pozbawionym emocji głosem.

Ulman przez lata edukacji artystycznej miał styczność z marnymi i akademickimi performensami, uwarunkowanymi w równej mierze reprodukcją schematów, co bezsensownymi uszkodzeniami ciała. Gdy po ukończeniu studiów magisterskich w Pracowni Intermediów uruchomił kanał na Youtube „Kontakt”, aby dokumentować swoje działania wystawiennicze i kuratorskie, zarazem poznał swoje ciało jako obiekt zewnętrzny, nauczył się z niego korzystać przed kamerą. W „Olśnieniu” wciela się w postać gimnastykującego się artysty – zupełnie tak, jakby wysportowane ciało miało przynieść spokój ducha. Choć Ulman podziwia działalność performerską Basa Jana Adera, to element niebezpieczeństwa w różnych działaniach podjętych na potrzeby filmu przełamuje zabawą.

Zawiła, literacka narracja tej monochromatycznej pracy sprawia, że ze względu na obecność uzupełniających ją obrazów ciała i dywagacji metareflekesyjnych o sztuce, odruchowo zestawiamy ją z eksperymentalnymi dziełami poetów – w tym pierwszym przypadku z „Pieśnią miłości” Jeana Geneta, a w drugim z „Krwią poety” Jeana Cocteau. Francuska kultura, zwłaszcza egzystencjalizm, są zresztą dla Ulmana naturalnym punktem odniesienia. Zresztą, w swej pracy cytuje w formie przetworzeń „Człowieka, który śpi” Pereca i „Mdłości” Sartre'a.

Pracy wideo towarzyszy ekspozycja pozornie sprawiająca wrażenie making-of, ale nawet jeśli jest to po części prawdą, to trafił do niej również element wykorzystany w innym filmie, „O obrotach sfer”. Mowa o kartce papieru termicznego, na którym Ulman za pomocą lupy, w której skupił wiązkę światła słonecznego, wypalił rysunek spirali na materiale obracającym się w rytm minutowej wskazówki zegara. „Trzy godziny nagrywania przyspieszone do piętnastu minut. Bardzo fajna praca – nie wiem, czemu nie wygrała żadnej nagrody. Wysyłałem ją na przykład na Młode Wilki. Nie wygrała! A także na «Artystyczną podróż Hestii». Nie znają się!” – żartuje, pochylając się nad moim dyktafonem.

Spirala w naturalny sposób skupia uwagę widza, a zarazem rozdziela zbiór fotografii na to, co żeńskie i męskie. Zdjęcia oddają zarazem przeciwne sobie żywioły porządkującego materię intelektu i ciała, wikłającego nas w fizjologię, a zarazem dającego się podziwiać (i dystansować, określając mianem „estetycznego”, czy „pięknego”). Silne emocje, nawet jeśli są tu obecne, Ulman filtruje poprzez media. Najciekawiej z tego wszystkiego wypadają wielkoformatowe luksografie powstałe na skutek wykorzystania zapałek, zawierające zarówno gest autora (ograniczenie przestrzeni naświetlanej), jak i wariantywność. I byłaby to wystawa bardzo niekompletna, gdyby nie dwa obiekty: ekspozytory solarne, na których obraca się konstrukcja z zapałek i pomięta kartka. Niezwykle trywialne, a zarazem jak najbardziej słuszne.

BWA Zielona Góra, Wojciech Ulman, „Olśnienie”, 16.11-9.12.2018

Artluk nr 3/2018

 


[1] R. Musil, Człowiek bez właściwości, tłum. K. Radziwiłł, K. Truchanowski i J. Zeltzer, Warszawa 1971.

powrót