kontakt o nas intro kronika makulatura archiwalia filmy

Inwazja wojsk Układu Warszawskiego. Przed główną siedzibą radia. Praga, Czechosłowacja. Sierpień 1968 © Josef Koudelka / Magnum Photos
Indrė Šerpytytė, 7. Ulica Margio, Olita, z cyklu 1944–1991 © Indrė Šerpytytė. Dzięki uprzejmości artystki
Joanna Piotrowska, XXVII, z cyklu Frowst © Joanna Piotrowska. Dzięki uprzejmości artystki
WOJNA – PRZED, W TRAKCIE, PO

Maria Bałus

Tegoroczna odsłona Miesiąca Fotografii w Krakowie za temat obrała pojęcie konfliktu, wokół którego osnuta została sieć skojarzeń, pokazująca różnorodność prezentowanych wystaw. Słowo-klucz rozumiane może być na wiele sposobów – jako konflikt zbrojny, napięcie, społeczną represję, przemoc fizyczną i psychiczną. Nie ma więc chyba wątpliwości, że temat ten prowokuje do dyskusji.

Wystawa „Inwazja. Praga 68” traktuje pojęcie konfliktu w najbardziej dosłowny sposób  – zdjęcia od razu wpasowują się w szereg skojarzeń, które silnie łączymy z tym pojęciem.
Mamy czarno-biały reportaż: fotografie są niekiedy robione w biegu, inne zaś są bardziej statyczne. Większość z nich jednak wydaje się być zakomponowana, zrobiona z wielką uwagą i dbałością o każdy najmniejszy detal. Na jednym ze zdjęć widnieje pusta ulica Pragi, która stanowi tło dla wyciągniętej na pierwszym planie ręki z odsłoniętym zegarkiem. Ta praca jest chyba najbardziej intrygująca – wprowadza nas w stan wyczekiwania, zawieszenia i niepewności, zatrzymuje na chwilę, wydaje się być wykonana na minutę przed „wybuchem”.

W Nieznośnej lekkości bytu, Milan Kundera napisze: „Nienawiść do Rosjan odurzała ludzi jak alkohol. Było to pijane święto nienawiści. Czeskie miasta były ozdobione tysiącami malowanych ręcznie plakatów pełnych pogardliwych i ironicznych napisów.”. Jodef Koudelka wrzuca nas w środek zamieszek, tłumów, czołgów – wrzącego kotła Pragi 1968 roku. Częściowo fotografie są dynamiczne, zdają się wciągać odbiorcę w wir zdarzeń, absorbują. Nie da się przejść obok nich obojętnie. Koudelka, robiąc reportaż na temat wydarzeń w Pradze i pokazując je później światu, wiele ryzykował – w obawie przed identyfikacją i represjami nie wrócił później do kraju z podróży po Europie. Wydaje się, że cykl nagradzanych fotografii tego czeskiego autora był jedną z bardziej oczekiwanych pozycji w programie tegorocznego Miesiąca Fotografii. Rzeczywiście, ukazany zbiór prac nie rozczarowuje, ba, potwierdza renomę fotografa.

O ile na zdjęciach, prezentowanych na wystawie „Praga. Inwazja 68”, konflikt zostaje wyraźnie zarysowany, o tyle ekspozycja „Tuż obok” (kurator: Wojciech Nowicki), prowadzi nas ku problemowi, jakim jest przemilczanie historii – możemy powiedzieć o prawdopodobnie nieumyślnym zacieraniu śladów po traumatycznych zdarzeniach. Pierwsza wojna światowa odeszła w zapomnienie; można powiedzieć, że stosunkowo więcej uwagi poświęca się obecnie sprawie wydarzeń późniejszych, na przykład Holocaustu. Osią, wokół której koncentrują się fotografie prezentowane na wystawie „Tuż obok”, staje się to, co na zdjęciach niewidoczne. Oglądamy różne fotografie, wykonane przez wielu autorów, które ukazują obrazy wsi oraz jej mieszkańców, dokumentują ich zwyczaje. Przez chłodne oko obiektywu przefiltrowany zostaje oglądany świat, który – być może – chwilę po zrobieniu zdjęcia przestaje istnieć.

Tutaj fotografia nie wciąga nas w akcję – staje się zimnym medium i daje nam pełną dokumentację, która jest potrzebna do wnikliwej analizy. Jednocześnie wystawa Tuż obok wydobywa na światło dzienne i stara się penetrować sferę niezgodności tego, co przedstawione w formie obrazu z tym, co nazwać możemy prawdą historyczną. Fotografia, która bardzo często uznawana jest za jeden z najbardziej wiarygodnych sposobów ukazywania rzeczywistości, zostaje poddana głębszej refleksji. W tym wypadku sztuka przestaje być zaangażowana – istnieje osobno. Rodzi się więc pytanie: na ile udostępniony nam materiał może być wiarygodny? Czy rzeczywiście możemy bezkrytycznie wierzyć medium, jakim jest obiektyw aparatu? Kwestie, które porusza Wojciech Nowicki przez wyciągnięcie z cienia zdjęć będących częścią archiwum Muzeum Etnograficznego, wydają się być ciekawym zagadnieniem i ważnym głosem w rozważaniach nad kondycją sztuki.

Pierwszy cykl fotografii, prezentowany na wystawie 1994-1991, uzupełniony o notatki oraz szkice artystki, ukazuje wycięte miniaturowe domki, które są umieszczone na ciemnym tle. Artystka manipuluje odbiorcą – fakt, że starannie przekopiowane fragmenty architektury w rzeczywistości okazują się siedzibami NKWD, MWD, MGB, KGB, wywołuje w nas niepokój i niezgodę. Brutalnie burzy to rodzące się w naszej głowie asocjacje, które w pierwszym momencie przydajemy oglądanym obrazom. Indrė Šerpytytė zdaje się podważać utarte schematy, niszczy sieć skojarzeń – skupia się na problemie miejsc, ich funkcjonowaniu w naszej świadomości oraz zderzeniu, jakie zachodzi, gdy poznamy ich historię. Cykl fotografii zatytułowany „Leśni bracia”, przedstawiający gęstwinę – nieokiełznaną i tajemniczą przyrodę – także wywołuje w nas wewnętrzny konflikt. Widoczny na fotografiach las skrywa tajemnicę, a zdjęcia nabierają znaczenia, kiedy dowiadujemy się, że był on miejscem pochówku zmarłych podczas walk partyzantów. Przestrzeń, penetrowana przez artystkę, ukazuje konflikt wyobrażenia i rzeczywistości, odsłania dwa aspekty fotografowanych obiektów. Miejsca, które poprzez swoją historię zyskują drugą płaszczyznę, zostają zawieszone gdzieś pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, po której ślad zanika. W okresie silnego zwrotu ku prywatyzacji historii – odkrywanie tej niejednoznaczności wydaje się być interesujące, ponieważ pozwala przenieść pojęcie pamięci jednostki (w tym wypadku także konkretnego miejsca) na doświadczenie zbiorowości.

W opresji ciała

Wystawa „Frost”, wzbogacona o cykl fotografii s.w.a.l.k. oraz Hester, zawiera prace Joanny Piotrowskiej. Statyczne, czarno-białe zdjęcia są różnorodne, jednak wszystkie odwołują się do relacji międzyludzkich – linia poprowadzona zostaje od subtelnych zbliżeń na części ciała (na przykład na dłonie), aż do ujęcia widocznych prawie w całości, często odwróconych tyłem postaci, które są zastygnięte w uścisku. Z jednej strony prace pozwalają nam na specyficzny rodzaj voyeuryzmu (widz obserwuje sytuacje intymne i rodzi się pytanie: może nie powinienem tego widzieć?), z drugiej zaś rodzą poczucie niezgody, ponieważ to, co prezentuje artystka, wydaje się być tylko pustą formą, która wypełnia miejsce głębokich społecznych więzi lub chwilowym wyciszeniem konfliktu między bohaterami zdjęć. Niewątpliwie w odbiorcy pojawia się poczucie, że poza tym, co widzi na zdjęciach, istnieje coś więcej, coś, czego zobaczyć nie może. Ten niepełny odbiór wzmacnia poczucie podglądania. Ukazane na fotografiach gesty – intrygują, bo nie odwołują się wprost do utartej kulturowo bazy skojarzeń: pozy ciał wydają nam się narzucone i sztuczne. Dodatkowym elementem wzbudzającym lęk są dodane z innych cyklów fotografie, w których Piotrowska skupia się na penetrowaniu miejsc odrzucających, można powiedzieć, że wpisujących się w nurt antyestetyki.

W takim zestawieniu fotografie zyskują jeszcze większą niejednoznaczność. Odczuwamy konflikt, ponieważ tajemniczość relacji i gestów, zostaje wzmocniona przez dodanie statycznych zdjęć obskurnych wnętrz. Po połączeniu kilku cyklów fotografii otrzymujemy obraz budzący dreszcz niepokoju – oznaki bliskości zdają się nimi nie być, zaś zamykająca bohaterów, klaustrofobiczna przestrzeń wnętrz daje poczucie zamknięcia, niemożności ucieczki i dokonującej się bliżej niedookreślonej przemocy, wobec której jesteśmy bezsilni. Widz waha się. Nie wiemy, czy uścisk to rzeczywiście znak miłości czy już represji, która powinna wzbudzić w nas sprzeciw. Zdjęcia zachwycają niejednoznacznością i bijącym spokojem, który skontrastowany zostaje z niepostrzeżenie wkradającym się „nierozpoznanym”. Wystawa jest niewątpliwie warta oglądnięcia, przede wszystkim dlatego, że twórczość artystki nie jest usilną odpowiedzią na zadane pytanie, ale refleksją, postawieniem intrygujących zagadnień, które nie domagają się prostej odpowiedzi.

Wystawa „Ciało obce” stara się odsłonić opresyjny system. Zmarginalizowanie roli ciała o innym kolorze skóry wciąż rodzi spore kontrowersje i dyskusje. Tutaj konflikt dotyczy właśnie tej kwestii, ale także poprzez niektóre prace stara się eksplorować inne pola – porusza również  temat tożsamości płciowej, orientacji seksualnej, multikulturowości (Lorenzo Vitturi: Dalston Anatomy), prezentuje spojrzenie postkolonialne (reportaż George Rodgera dla „National Geographic” czy Leni Riefenstahl). Na wystawie zaprezentowana została także praca, która wykorzystuje wizerunki ikon popkultury, na przykład Kim Kardashian czy video, które ukazuje wciąż powtarzający się ten sam fragment teledysku do piosenki Anaconda w wykonaniu Nicki Minaj. Autor zestawia te współczesne obrazy z filmikiem pokazującym czarnoskórą tancerkę. Teza, stawiana przez kuratora wystawy, Pawła Szypulskiego, ma udowodnić, że kultura obca dla europejskiej cywilizacji budzi fascynację, inspiruje i zaczyna mieć coraz większy wpływ na współczesny ideał piękna (to może tłumaczyć zestawienie dzieł ze zdjęciem ukazującym rzeźbę nagiej Wenus). Jednocześnie wystawa „Ciało obce” stara się angażować w odsłanianie przejawów rasizmu, zarówno w przeszłości (próbne testy kodaka), jak obecnie (nagrany przez amatorów filmik Hp computer are racist) – poprzez prezentowanie prac Chantal Regnault wprowadza wątki queerowe oraz stara się badać sposób, w jaki ukazywane jest ciało (na wystawie możemy zobaczyć też między innymi podręczniki aktu z 1955 roku), jak kształtuje się jego obraz. Te kilka wspomnianych kwestii wydaje się być ważnym oraz ciekawym tematem, jednak na wystawie „Ciało obce” żaden z nich nie zostaje wyraźnie rozwinięty. Wydają się one funkcjonować na osobnych płaszczyznach, zaś różnorodność otwieranych dyskusji wprowadza chaos. Teza na temat fascynacji obcym, nieznanym ciałem zostaje zaburzona przez wprowadzenie coraz to nowych wątków, które potraktowane są bardzo powierzchownie, zaś odbiorca zostaje nieusatysfakcjonowany, bo zadanych pytań jest za dużo i brak na nie odpowiedzi – temat wydaje się być eksplorowany naskórkowo, co budzi rozczarowanie.

powrót